Przeczytaj także
„Zieleń Miejska” jako podwykonawca firmy Eneris realizuje część odbioru odpadów w Kielcach i robi to za cenę mniejszą niż wspomniana firma. Taką informację przekazał radny Marcin Stępniewski. – Są to dwie inne usługi, zupełnie nieporównywalne – odpowiada z kolei wiceprezydent Agata Wojda.
Stępniewski poinformował, że cała sprawa powinna zostać jak najszybciej wyjaśniona. Także w kontekście propozycji radnych z klubu BiN i społeczników, którzy kilka miesięcy temu zachęcali do podziału miasta na strefy, w których mniejsze firmy mogłyby świadczyć usługi odbioru odpadów.
– Z informacji jakie uzyskałem w kuluarach podczas rozmów z urzędnikami okazuje się, że „Zieleń Miejska” jest podwykonawcą firmy Eneris. Firmy, która świadczy całą usługę odbioru odpadów w naszym mieście. I może nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie to, że Rejonowe Przedsiębiorstwo Zieleni pobiera opłatę za to podwykonawstwo, jednakże w kwocie stanowiącej ułamek wartości całego zamówienia i kwoty, jakie miasto płaci Enerisowi – tłumaczy Marcin Stępniewski.
Jego zdaniem, jeśli miejska spółka jest w stanie świadczyć usługi odbioru odpadów taniej, to powinna korzystać z tego wprost, bez ponoszenia kosztów na swoistego pośrednika.
– Będę oczekiwał od urzędników bardziej szczegółowych wyjaśnień z czego to wynika. Oczywiście może być tak, że Eneris ponosi na przykład dodatkowe koszty administracyjne. Natomiast w mojej ocenie, jeśli mamy miejską spółkę, która jest w stu procentach własnością miasta i która chociaż częściowo jest w stanie realizować kontrakt, bo to jest na chwilę obecną kilkanaście procent całego miasta, to powinniśmy przede wszystkim korzystać z miejskiej spółki – dodaje radny.
Agata Wojda, zastępca prezydenta Kielc, ocenia z kolei, że informacje przekazane przez radnego za pośrednictwem mediów społecznościowych, to „kompletne pomieszanie z poplątaniem”.
– RPZiUK jest podwykonawcą i realizuje na niewielkiej części miasta odbiór odpadów. To nie jest cała usługa. Ta usługa polega jeszcze na posiadaniu bazy i posiadaniu obsługi klienta, a także obsłudze systemu informatycznego, posiadaniu sprzętu chociażby w postaci dwukomorowych śmieciarek, posiadanie hakowca do odbioru pojemników półpodziemnych. Jednak przede wszystkim „Zieleń Miejska” nie wykonuje usługi polegającej na dowożeniu odpadów do PGO. Robi to Eneris. Są to więc inne usługi, zupełnie nieporównywalne. RPZiUK wykonuje część usługi procentowo, ale też tylko jej fragment polegający na odbiorze odpadów z altany śmietnikowej – odpowiada Agata Wojda.
-Jeśli wynajmujemy restaurację, która ma dostarczyć catering na wesele, a podwykonawcy zlecono upieczenie tortu i dostarczenie słodyczy, to wiadomo, że ta druga usługa jest tańsza niż wykonanie całego cateringu – dodaje wiceprezydent.
Pytamy się, czy „Zieleń Miejska” nie mogłaby odpowiadać za wszystko, razem z dowozem odpadów do PGO, obejmując swym zasięgiem chociaż część Kielc. – Na tę usługę był przetarg. Gdyby RPZiUK miał potencjał wystartowania w tym przetargu, czyli posiadał wystarczający sprzęt, doświadczenie, zaplecze, poziom inwestycyjny, to mógłby w tym przetargu wystartować. Jednak musiałby oszacować te wszystkie koszty na usługi, które wykonuje Eneris. Kwestia więc tego posta (umieszczonego na Facebooku – dop. red.) i tego porównania nie ma kompletnie nic wspólnego z rzeczywistością. To jest próba porównania rzeczy do siebie nieporównywalnych – podsumowuje Agata Wojda.
Suchański: Koronny argument za podziałem miasta na sektory
Z wyjaśnieniami miasta nie zgadza się radny Kamil Suchański, przewodniczący klubu BiN. – Pan prezydent i jego służby nadal tkwią w błędzie, za który mieszkańcy Kielc płacą dodatkowe środki. Widać, że jest rynek na to, aby przy drobnej korekcie wymogów i podzieleniu miasta na sektory, więcej firm mogło wziąć udział w przetargu. To miasto Kielce nakreśliło takie kryteria specyfikacji warunków zamówienia, które spowodowały, że mniejsze firmy, w tym właśnie RPZiUK, nie mogły wystartować w przetargu. W związku z czym tak naprawdę „Zieleń Miejska” realizuje teraz część zamówienia, oczywiście płacąc sporą marżę na rzecz generalnego wykonawcy, co z punktu widzenia gospodarowania publicznymi pieniędzmi jest zupełnie niepotrzebne i nie powinno mieć miejsca – ocenia Kamil Suchański.
Zaznacza przy tym, że „tam, gdzie jest duża konkurencja, tam występują niższe ceny i lepsza jakość”. – Gdyby tylko obniżyć lekko wymogi, co do na przykład wielkości posiadania bazy, czy też wysokości obrotów, na pewno mielibyśmy więcej firm i z dużą dozą prawdopodobieństwa mielibyśmy świadczoną usługę o lepszej jakości, za mniejsze pieniądze – dodaje radny.