Przeczytaj także
– Walczyliśmy bardzo mocno, ale nie wytrzymaliśmy końcówki – powiedział Tomasz Gębala, rozgrywający Industrii Kielce, po przegranym półfinale IHF Super Globe z Magdeburgiem.
Drużyny ponownie stworzyły bardzo zacięte widowisko. Obie postawiły bardzo twarde warunki w obronie. W kieleckiej bramce bardzo dobrze spisywał się wracający po kontuzji Andreas Wolff. Niemiec odbił 11 piłek, ale nie pomogło to w odniesieniu zwycięstwa. Podopieczni Tałanta Dujszebajewa zawiedli w ataku, w którym zanotowali 53 proc. skuteczności. Zupełnie pod tym względem zepsuli końcówkę.
– W kilku słowach możemy powiedzieć, że o wygranej lub przegranej decydują detale. Skuteczność lub jej brak, interwencje bramkarza lub ich brak. W tym spotkaniu mieliśmy lepsze momenty, ale też słabsze. Tych drugich było ciut więcej. Chłopaki zostawili bardzo dużo zdrowia i serca na boisku. Szczególnie w obronie nie możemy narzekać na ich zaangażowanie. W końcówce zabrakło nam zimnej głowy w kończeniu sytuacji, na które mocno pracowaliśmy. Graliśmy z bardzo dobrą drużyną. Z nimi trzeba to wszystko zamieniać na bramki, bo inaczej trudno o zwycięstwo – wyjaśniał Krzysztof Lijewski, drugi trener kieleckiego zespołu.
– Nie wytrzymaliśmy końcówki. Walczyliśmy bardzo mocno. Wiedzieliśmy, co będzie nas czekało i byliśmy na to gotowi. W takich meczach zawsze decydują detale. Momentami nasza gra w obronie wyglądała dobrze, ale w niej też popełnialiśmy błędy. Sam dwa razy byłem zbyt „nagrzany”, co dało im gole. Na końcowy wynik pracuje cały zespół, to suma ataku i defensywy – tłumaczył Tomasz Gębala.
W niedzielę Magdeburg stanie przed szansą na trzeci triumf z rzędu w IHF Super Globe. W finale zmierzy się z Fuchse Berlin, które pokonało po dogrywce Barcelonę 34:33. O 15.30 czasu polskiego Industria Kielce zagra z „Dumą Katalonii” o brązowy medal.
– Przyjechaliśmy tutaj po mistrzostwo świata, ale mieć brąz klubowych mistrzostw świata to też wielki zaszczyt. Nie ma czegoś takiego, że nie będziemy zmobilizowani. Zagramy przeciwko najlepszemu zespołowi w historii. Dla mnie będzie to dodatkowo ważne. W sobotę piąte urodziny ma mój syn, który zawsze prosi mnie, żebym przywiózł mu jakiś medal. Za to, że nie byłem tego dnia w domu, muszę wrócić z krążkiem – zakończył Tomasz Gębala.