Przeczytaj także
8 stycznia 2014 roku – tego dnia Bertus Servaas poinformował o zmianie na stanowisku trenera piłkarzy ręcznych drużyny z Kielc. Bogdana Wentę zastąpił Tałant Dujszebajew. Po kolejnych dziesięciu latach klub ze stolicy Świętokrzyskiego jest najbardziej utytułowanym zespołem w historii polskiego szczypiorniaka. W dorobku ma też triumf w Lidze Mistrzów. – Na ten moment, na milion procent, nie ma dla mnie lepszego miejsca od Kielc – mówi nam szkoleniowiec z Kirgistanu.
Zatrudnienie Tałanta Dujszebajewa wprowadziło klub na kolejny pułap. Były świetny rozgrywający już wtedy był postacią ikoniczną dla światowego handballu. Jako zawodnik sięgał m.in. po złoto igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata ze Wspólnotą Zjednoczonych Państw (następcą ZSRR), dwa olimpijskie brązy dołożył reprezentując Hiszpanię, z którą był rownież najlepszy na świecie, zdobył Ligę Mistrzów i wiele innych medali. Dwukrotnie był wybierany najlepszym szczypiornistą globu (1994 i 1996). Po zakończeniu kariery płynnie wszedł w buty trenera. Z Ciudad Real, w nowej roli, szybko sięgnął po kolejne dwa triumfy w Champions League. Po przeniesieniu drużyny do Madrytu, również o najwyższe laury, grał z Atletico. W pięciu sezonach pracy na szkoleniowy rachunek zagrał również w dwóch przegranych finałach LM, a raz… był trzeci. Latem 2013 roku klub ze stolicy Hiszpanii ogłosił upadłość z powodu problemów finansowych, a Tałant Dujszebajew został trenerem do wzięcia.
KLUCZOWA BYŁA ŻONA
Zmiana na stanowisku szkoleniowca mistrza Polski spowodowała spore poruszenie, bo kilka miesięcy wcześniej pięcioletni kontrakt podpisał Bogdan Wenta, który dodatkowo w sezonie 2012/13 doprowadził drużynę do historycznego, pierwszego Final4 i sięgnął w nim po brązowy medal. Prezes Bertus Servaas postanowił jednak zaryzykować i zatrudnić trenera z absolutnego topu, który nie podpisał jeszcze umowy z nowym pracodawcą. Jego zatrudnieniem poważnie zainteresowany były ówczesny zwycięzca Ligi Mistrzów HSV Hamburg i budujące potęgę za petrodolary Paris Saint-Germain. Prezes kieleckiego klubu nie zwykł marnować takich okazji i wiedział, gdzie zadzwonić.
– Kiedy usłyszałem, że Atletico ma problemy finansowe zadzwoniłem do menagera Tałanta, aby wybadać sytuację. Wtedy miałem nadzieję, że zdołam go przekonać. Przyznam, że niewielką, bo wiedziałem, z jaką konkurencją przyjdzie nam się mierzyć. W to, co stało się później, uwierzyłem dopiero, kiedy zobaczyłem jego podpis na kontrakcie. To mimo wszystko był dla mnie szok. Czy to najważniejsza umowa podpisana za mojej prezesury? Nie lubię takich porównań. Ich było kilka, ale ta na pewno jest w ścisłej czołówce – mówi Bertus Servaas.
Strony zaczęły prowadzić negocjacje, ale długo nic nie było pewne. Przełomowe spotkanie odbyło się w grudniu na lotnisku w Warszawie. To po nim Tałant Dujszebajew dał znać, że decyduje się na przyjście do Kielc.
– Pamiętam, że z Bertem rozmawialiśmy pierwszy raz w listopadzie 2013 roku. W tamtym momencie myślałem o rozpoczęciu pracy od nowego sezonu, od lata. Miałem wybrany już klub, ale jego nazwy nie chcę podawać – opowiada Tałant Dujszebajew.
Wtedy do gry wkroczyła postać, która została „game changerem”. Mowa o żonie trenera, pani Oldze.
– Ona powiedziała mi wtedy, że nie chce przeprowadzać się do dużego miasta. Już w Madrycie miała za dużo wyjazdów. Musiałem się posłuchać. Kielce były idealnym rozwiązaniem – śmieje się szkoleniowiec.
Kolejna kwestia to czas zmiany. Drużyna Bogdana Wenty była na drodze do kolejnej podwójnej korony w Polsce. W Lidze Mistrzów grała jednak w kratkę. W fazie grupowej potrafiła pokonać THW Kiel, ale też przegrać ze słabiej notowanymi KIF Kolding czy Dunkierką. Finalnie twórca sukcesów polskiej kadry zmienił rolę w klubie. Został jego menagerem, ale ta przygoda nie trwała zbyt długo, bo niebawem obrał drogę polityczną.
– Nie mam w zwyczaju zaczynania pracy w środku sezonu. Bert przekonał mnie jednak, że dzięki temu zyskamy już pół roku. Zgodziłem się – i tak Tałant Dujszebajew wylądował w stolicy Świętokrzyskiego.
PRZEZORNY, ZAWSZE UBEZPIECZONY
O zmianie trenera poinformowano na konferencji prasowej z udziałem Bertusa Servaasa i Bogdana Wenty, dokładnie 8 stycznia 2014 roku.
– Powiał nowy wiatr. Świeże powietrze bardzo przyda się zespołowi. Doskonale znam Tałanta. Już jako zawodnik był świetny. Przejmuje dobry klub z klasowymi graczami. Może wykrzesać z nich jeszcze więcej – powiedział wtedy ustępujący szkoleniowiec.
Tałant Dujszebajew pojawił się w Kielcach niespełna dwa tygodnie później. Pierwszy trening, choć w okrojonym składzie drużyny, przeprowadził 20 stycznia. W tym okresie większość zawodników przebywała na mistrzostwach Europy w Danii.
– Tałant był nam doskonale znany – mówi Krzysztof Lijewski. – Od razu pomyśleliśmy, że to dobry wybór prezesa Servaasa. Byliśmy w lekkim szoku, ale też zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że taki specjalista może tylko pomóc drużynie. Później skupiliśmy się na obowiązkach reprezentacyjnych. Po powrocie szybko złapaliśmy kontakt, bo na początku trener porozumiewał się z nami po niemiecku, a z tym wielu z nas, po występach w Bundeslidze, nie miało problemu – wyjaśnia obecny asystent kirgiskiego szkoleniowca.
Zawodnicy mistrza Polski błyskawicznie mogli zaczerpnąć informacji od Mariusza Jurkiewicza, który pracował z Tałantem Dujszebajewem w Hiszpanii. Swoje do powiedzenia miał również Słoweniec Uros Zorman, który był jeszcze jego kolegą z boiska.
– Zmiana trenera czy sposobu pracy nie była jakaś szokująca. Wcześniej słyszeliśmy już o podejściu Tałanta do wielu spraw, w jaki sposób rozwiązuje pewne kwestie. Mariusz znał go doskonale. Powiedział nam, co trener lubi, a czego nie. Przed powrotem do Kielc mieliśmy już dość dużą wiedzę na jego temat – uśmiecha się Michał Jurecki.
A jak pierwszy kontakt z drużyną wspomina sam zainteresowany?
– Od razu czułem się bardzo dobrze. Mocno pomógł mi Tomek Strząbała, który został w sztabie i był moim asystentem. Dzięki niemu było łatwiej. Oczywiście, pewną barierę stanowił język, ale wielu chłopaków znało niemiecki. Na początku to był taki hiszpańsko-niemiecki, ale wiedziałem, że za kilka miesięcy będę już w stanie rozmawiać po polsku, czego zawsze oczekiwałem od zagranicznych zawodników, którzy do nas trafiali. To wyraz szacunku do miejsca swojej pracy – opowiada trener.
Pierwszy kontakt ze szkoleniowcem doskonale pamięta również Paweł Papaj, dzisiejszy wiceprezes KS Iskry.
– O tym, że przychodzi Tałant dowiedziałem się na dzień przed oficjalnym ogłoszeniem. On już wtedy był postacią legendarną w piłce ręcznej. Pamiętam, jak przyjechał pierwszy raz do siedziby klubu przy Robotniczej. Przeszedł się po wszystkich pokojach, przywitał się z każdym. Zrobił bardzo pozytywne wrażenie – podkreśla nasz rozmówca. Klub szybko mógł uwolnić marketingowy potencjał szkoleniowca.
– Od początku pobytu w Kielcach wiedział, że piłka ręczna to nie tylko zawody sportowe. Jest człowiekiem obytym, który widział bardzo dużo. Ma świadomość, jak ciężko znajdować pieniądze na sponsoring. Widział, jak upada potęga, co później często podkreślał. Marketing jest bardzo ważny. Od razu był otwarty na współpracę. On szanuje to, ile każdy z pracowników wnosi do klubu. Zawodników nazywa synami, ale nigdy nie odniosłem wrażenia, że jesteśmy dla niego mniej ważni. Jeśli tylko poprosimy o współpracę, to bierze udział w nagraniach, różnych wizytach czy nawet rozmowach ze sponsorami. W tym wszystkim wnosi bardzo dużo od siebie. To nie jest tak, że robi to z przymusu. Jego szczere zaangażowanie bardzo pomaga – uzupełnia Paweł Papaj.
TAKTYKA DO SNU
Czasu na przygotowanie zespołu i zaadaptowania go do nowej myśli szkoleniowej nie było zbyt wiele. 1 lutego Vive Targi Kielce rozegrały pierwsze spotkanie pod wodzą nowego trenera. W Puławach wygrały z Azotami 37:27. Najskuteczniejszy z sześcioma golami był islandzki prawoskrzydłowy Thorir Olafsson.
– Od początku Tałant mówił, że będzie chciał zmienić bardzo dużo. Musiał jednak zrobić to stopniowo. Szybkie ogarnięcie jego taktyki jest niemożliwe. Nie rzucił wszystkiego do jednego kotła. Informacji było bardzo dużo. Nasze głowy były nimi zawalone do tego stopnia, że czasami przed snem rozmyślałem o zagrywkach. Wyobrażałem sobie pewne sytuacje, aby być gotowym na następny dzień. To była fajna szkoła, taki uniwersytet. Każdy miał czystą kartę. Łatwiej mieli tylko Uros Zorman i Julen Aginagalde, którzy to znali – tłumaczy Krzysztof Lijewski.
– To nie była drużyna, którą trzeba było budować od podstaw. Była już mocna struktura. Tałant wprowadził jednak swoje zasady, a od nas konsekwentnie oczekiwał ich wdrażania. Nie było czasu na jakieś wielkie działania. Trzeba było to wszystko robić z meczu na mecz, a informacji przybywało. Treningi może nie były jakoś mocno ciężkie pod względem fizycznym, ale za to głowę obciążał ogrom taktyki. Sam trener mówił, że będziemy potrzebować około pół roku, zanim zaczniemy grać tak, jak on tego od nas oczekuje. Jak widzę teraz, z boku, pod względem podejścia do zajęć, u niego nic się nie zmienia. On wie, jak ma wyglądać drużyna i prowadzi ją twardą ręką. Tałant po prostu wie, czego chce – tłumaczy Michał Jurecki.
Na początku Tałantowi Dujszebajewowi przyszło pracować z grupą ogranych zawodników, już z sukcesami.
– Mimo wszystko łatwiej jest pracować z młodszą grupą, która nie ma boiskowych przyzwyczajeń, wyuczonych automatyzmów. Tam można szybko wybić coś z głowy i wpoić nowe zagrywki. U nas było inaczej, ale Tałant wiedział, z czym się mierzy. Nastawił się na ciężką pracę. Miał dużą wyrozumiałość, nie był zaborczy. Nie skakał z kwiatka na kwiatek. Każdy szczegół doprowadzał do perfekcji, co później dało nam triumf w Lidze Mistrzów – podkreśla Krzysztof Lijewski.
Tałant Dujszebajew uwielbia zegarki. W prowadzeniu drużyny, również na pozasportowych polach, każdy mechanizm musi chodzić idealnie.
– To profesjonalista. Przykłada uwagę do najmniejszych szczegółów. Takiego podejścia wymaga od wszystkich dookoła. Temat organizacji meczów czy wyjazdów jest bardzo szeroki. Po tych kilku latach wiemy, co może mieć wpływ na finalną kondycję zespołu. Pewnych aspektów nauczył nas właśnie trener – mówi Paweł Papaj.
Tałant Dujszebajew to też tytan pracy. Potrafi wielokrotnie analizować jedno spotkanie. Nie opuszcza meczów turniejów młodzieżowych, gdzie wypatruje wschodzące światowe talenty i wyławia, co najlepsze.
– Jako zawodnik byłem nastawiony tylko na odbiór. Teraz, po drugiej stronie, widzę, ile on potrzebuje czasu, aby przygotować poszczególne treningi i mecze. Tałant jest kopalnią wiedzy. Jestem szczęściarzem, że mogę pracować z taką osobą. On niczego nie zostawia przypadkowi, wychwytuje każdy szczegół. Wszystko ma zaplanowane. Szczęściem można wygrać jedno spotkanie, ale nie zdobywać tytułów. Systematyczność, powtarzalność to są słowa, które charakteryzują jego podejście – wyjaśnia Krzysztof Lijewski.
Do tego dochodzi motywacja. – On zawsze potrafił dotrzeć do zawodników, wzbudzić niesamowitą wolę walki. Potrafi srogo opieprzyć, ale też być jak najlepszy ojciec. On nie może zmienić się w kogoś innego – podkreśla Michał Jurecki.
– Pamiętam, jak parę lat temu nagrywaliśmy film motywacyjny, który puściliśmy w Hali Legionów, to jeszcze za czasów starej gwardii. Siedzieliśmy w szatni i padały teksty dla widowni. Jednym z nich było „walczymy o zwycięstwo przez 3600 sekund”. Do dzisiaj to jest w słowniku trenera, widocznie przypadło mu do gustu – zdradza Paweł Papaj.
KIELCE NA SZCZYCIE
Na efekty pracy Tałanta Dujszebajewa nie trzeba było długo czekać. Co prawda, pierwszy sezon zakończył się odpadnięciem w 1/8 finału Ligi Mistrzów w dwumeczu z Rhein Neckar-Loewen, o czym zdecydowała różnica bramek na wyjeździe, ale w Polsce przyszło pierwsze z dziesięciu dotychczasowych mistrzostw Polski oraz pierwszy z siedmiu dotychczasowych krajowych pucharów. Pojawiły się też wydarzenia, które opiszemy nieco później…
W pierwszym pełnym sezonie, zespół szkoleniowca z Kirgistanu przegrał tylko jedno z 50 spotkań, w półfinale Ligi Mistrzów uległ FC Barcelonie. W meczu o „brąz” znów ograł THW Kiel. Następna kampania należała już do kielczan, którzy sięgnęli po puchar po kosmicznym finale z Telekomem Veszprem.
– Tałant Dujszebajew wprowadził kielecki klub na prawdziwe salony. Mecz z Węgrami był niesamowity. Kwadrans przed końcem, strata dziewięciu bramek, pogoń, dogrywka, karne. To było niemożliwe. To coś do czego zawsze wraca się i czuje te niesamowite emocje. Spotkanie, które zapisało się w annałach piłki ręcznej – mówi Janusz Majewski, dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej.
Statystyki Tałanta Dujszebajewa w Kielcach robią kolosalne wrażenie. Do tej pory poprowadził drużynę w 507 meczach: wygrał 431 z nich, zremisował 15, przegrał 61. To daje 88 procent nieprzegranych spotkań. Bilans z odwiecznym rywalem z Płocka: 34–1–7.
Do złota i brązu w Lidze Mistrzów ostatnio dorzucił dwa srebra, a jego zespół był o krok od triumfu, może nawet mniej. Klubową gablotę wzbogacił też o dwa brązy Super Globe.
– To 10 lat pełne sukcesów. Przecież te dwa ostatnie finały z Barceloną i Magdeburgiem były przegrane pechowo. To nie był brak umiejętności czy złe przygotowanie. Decydowało szczęście. Dekadę temu Bertus Servaas podjął kapitalną decyzję. Nie ma wątpliwości, że to jeden z najlepszych, a kto wie, czy nie najlepszy klubowy trener na świecie – przyznaje Janusz Majewski.
WYBUCHOWY CHARAKTER
Tałant Dujszebajew ma emocjonalny charakter. Mocno przeżywa spotkania, co często kończy się dyskusjami z sędziami i delegatami, ławkami drużyn przeciwnych, co doprowadziło kilka razy do kar i zawieszeń. Już w pierwszym sezonie atmosferę podnosiły wymiany, a nawet rękoczyny, z Gudmundurem Gudmundssonem czy Manolo Cadenasem.
– To nie jest trener, który jest spokojny w trakcie spotkania. Żyje tym, co robi. W tym wszystkim najważniejsze jest, że jest mocno za drużyną. Publicznie nigdy nie powie złego słowa na swojego zawodnika. Wszystko bierze na siebie. Kontrowersje są załatwiane w szatni. Nic nie wycieka. Przez to piłkarze mu wierzą, ufają mu i chcą z nim pracować. Przecież większość z nich podpisuje kontrakty w Kielcach, aby móc trenować pod jego okiem. To często jest kartą przetargową w negocjacjach – tłumaczy Janusz Majewski.
Emocjonalny charakter ma również Bertus Servaas. Współpraca między nim a szkoleniowcem układała się jednak bez zarzutu. Po wygraniu Ligi Mistrzów obaj przeprowadzili przebudowę zespołu. Ostatnie dwa finały pokazały, że była to dobra droga, chociaż nie była usłana różami.
– Najważniejsze, że zawsze byliśmy i dalej jesteśmy blisko. Obaj mówiliśmy sobie tylko prawdę, nawet w najtrudniejszych momentach. Nie zawsze było to łatwe, bo jesteśmy emocjonalni. Nasz wzajemny szacunek był jednak jeszcze większy i zawsze szukaliśmy tego, co najlepsze dla klubu – mówi Bertus Servaas.
KIELECKI FERGUSON
Prowadzenie drużyny twardą ręką, emocjonalność, duże sukcesy, długi staż pracy, poświęcenie. Nie sposób porównywać Tałanta Dujszebajewa do Alexa Fergusona, legendarnego trenera Manchesteru United, chociaż do jego stażu Kirgizowi jeszcze trochę brakuje (26 sezonów). Ale zanim dojdziemy do tego, czy jest to możliwe, kolejna dawka ciekawostek.
W polskich, klubowych warunkach, bez podziału na dyscypliny, drużyna pod wodzą Tałanta Dujszebajewa osiągnęła najlepszy wynik w zdobywaniu kolejnych mistrzostw kraju. Zrobiła to dziesięć razy (seria klubu to dwanaście). W tym roku sam szkoleniowiec wyprzedził Podhale Nowy Targ, które sięgało po złoto w hokejowej ekstralidze dziesięć razy z rzędu w latach 70. (dane za TVP Sport).
Obecny kontrakt 55-latka obowiązuje do końca czerwca 2027 roku. Jak sam przyznaje cykle szkoleniowe lubi kończyć przed rokiem olimpijskim. Kirgiz znakomicie odnajduje się w Polsce, a Kielce stały się dla niego oraz całej rodziny drugim domem. Rodzinę ma blisko siebie, teraz może spełniać się w roli dziadka. W trakcie minionej dekady trener otrzymał kilka propozycji od innych klubów, które chciały skorzystać na zawirowaniach finansowych mistrza Polski. Odmawiał. Co ciekawe, nazwa drużyny za jego kadencji zmieniała się dziesięć razy – a we wcześniejszej historii… tylko dziewięć.
– Cieszę się, że cały czas walczymy o najwyższe cele. Jestem wdzięczny za możliwość poznania tego kraju, jego kultury i przede wszystkim ludzi. Mam nadzieję, że będziemy pracować dalej. Dziesięć lat to kawał czasu. Byliśmy w trudnych i bardzo trudnych sytuacjach, ale wychodziliśmy z nich głową do góry – mówi Tałant Dujszebajew, który po ostatnim przedłużeniu kontraktu przyznał, że chciałby pracować w Kielcach do emerytury, a więc do 2033 roku. Wówczas jego kadencja potrwałaby 19 lat. W zawodzie trenera takie planowania należy traktować w formie marzeń.
– Każdy trener wie, że może przyjść czas, że zostanie zwolniony. Tylko dobre wyniki dają ci prawo pracować dalej. Mam nadzieję, że w kolejnych sezonach utrzymają się na odpowiednim poziomie i nikt nie będzie miał do mnie żadnych pretensji. Wtedy na pewno powiem, że nie chcę zmieniać klubu. Nie lubię tego robić. Wierność jest dla mnie bardzo ważna. Zaczęliśmy coś wspólnie dziesięć lat temu i mimo różnych trudności utrzymujemy się w europejskiej czołówce. Miałem możliwości odejścia, ale niczego nie żałuję. Tutaj mam fantastycznych kibiców, którzy kochają piłkę ręczną. Na ten moment, na milion procent, nie ma dla mnie lepszego miejsca od Kielc – podkreśla Kirgiz.
Najkrócej ze szkoleniowcem pracuje Magdalena Szczukiewicz, następczyni Bertusa Servaasa. Na start nowa pani prezes trafiła na wymagającą rundę. Po dwóch bardzo udanych latach drużyna zaczęła notować nieco słabsze wyniki. Nie pomagały liczne kontuzje. W takich chwilach również wychodzi doświadczenie trenera.
– Tałant to wybitna postać w międzynarodowej piłce ręcznej. Nikomu nie trzeba tego udowadniać. Praca z nim jest niezwykle przyjemna. Nie ważne z kim pracuje ma swoje zasady. Jest profesjonalny i szczery. Nie można tego złamać. Bardzo to cenię. Mogę na nim polegać. Jeśli powie A to będzie też B. Dobrze mieć taką osobą, której można zaufać. Szczególnie, że dopiero wchodziłam do tego klubu. Dla mnie było to bardzo ważne. U niego na każdym kroku widać szacunek i pokorę – mówi Magdalena Szczukiewicz.
Tałant Dujszebajew do 2033 roku?
– Życzę sobie z całego serca, aby został z nami do emerytury. Razem będziemy dążyć do tego, aby Kielce były jego ostatnim klubem – kwituje pani prezes.
√