W pierwszym meczu w 2024 roku szczypiornistki Suzuki Korony Handball zgotowały swoim kibicom olbrzymie emocje, ale tylko w końcówce. W dziewiątej kolejce Ligi Centralnej pokonały w hali przy ulicy Krakowskiej PreZero Akademię Piłki Ręcznej Radom 28:27.
Podopieczne Pawła Tetelewskiego miały przewagę od pierwszych minut. Szybko odskoczyły od rywalek na kilka bramek. Dobrze broniły, a z kończeniem kontrataków problemów nie miała szczególnie Zofia Staszewska. Gospodynie schodziły na przerwę prowadząc 16:11.
Przez pierwszy kwadrans drugiej części kielczanki kontynuowały stabilną grę. Później zaczęły przydarzać im się prostsze błędy, niewykorzystywane sytuacje. Wydawało się, że sytuacja szybko została opanowana, bo w 52. minucie prowadziły jeszcze sześcioma golami – 25:19.
Wtedy gra miejscowych uległa jednak zdecydowanemu załamaniu, a radomianki zaczęły błyskawicznie gonić. Przed oczami, jak żywy, stanął obraz wcześniejszych spotkań z Żorami i Poznaniem, w których kielczanki roztrwoniły wysoką przewagę, aby później przegrać po rzutach karnych. Tutaj przyjezdne na kilkanaście sekund przed końcem również doprowadziły do remisu, ale ostatnie słowo należało do Magdaleny Berlińskiej. Lewa rozgrywająca wzięła ciężar ostatniej akcji na swoje barki i osiem sekund przed końcem, z bardzo trudnej pozycji, zdobyła gola na wagę trzech punktów. Dla niej było to dziewiąte trafienie w meczu.
– Nie wiem, chyba dziewczyny tak lubią. Dla mnie, dla trenera nie jest to dobre. Kibice dostali emocje, ale wolałbym, żebyśmy wszystko spokojnie utrzymali do końca. Znów poddaliśmy rękę przeciwnikowi. Dobrze, że Magda tak zachowała się w ostatniej akcji. Do trzech razy sztuka. Mam nadzieję, że to było nasze ostatnie takie spotkanie. Staramy się grać siedem na sześć, kiedy rywalki odcinają nam jedną rozgrywającą. Mieliśmy sytuacje, aby zamknąć to spotkanie wcześniej, ale niestety byliśmy nieskuteczni – komentował Paweł Tetelewski, trener kieleckiego zespołu.
Wydarzeniem meczu był powrót do gry po kolejnej poważnej kontuzji kolana Klaudii Wawrzyckiej. 21-latka miała w swojej karierze już trzy poważniejsze urazy, które wymagały kilkumiesięcznej rehabilitacji.
– Mam nadzieję, że to już ostatni raz, że teraz będę mogła po prostu cieszyć się grą. Wracam mocniejsza. Czuję różnicę, przede wszystkim mięśniową. Poświęciłam sporo czasu na pracę na siłowni, nad nogami. Może jeszcze brakowało pewności, bo oczywiście z tyłu głowy siedzi, że coś może się wydarzyć. Po pierwszym golu było już lepiej. Przy tych dwóch nietrafionych pojawił się lekki stres. Mam duże wsparcie u trenera i całej drużyny. To dzięki nim mogłam wrócić na boisko – tłumaczyła Klaudia Wawrzycka.
Suzuki Korona Handball z 17 punktami na koncie zajmuje czwarte miejsce. W sobotę na wyjeździe zagra z SPR-em Pogonią Szczecin.
fot. Patryk Ptak