Przeczytaj także
– Jeżeli z takim klasowym rywalem przegrywa się 0:2, to nawet olbrzymie chęci nie wystarczą, aby zrobić coś więcej. Kiedy dostajesz dwie bramki na dzień dobry, to dalsze założenia schodzą na dalszy plan. Rywale dobrze korzystali z faz przejściowych. Cierpieliśmy – powiedział Kamil Kuzera, trener Korony Kielce, po przegranym meczu z Rakowem Częstochowa.
„Żółto-Czerwoni” fatalnie zaczęli. Po siedmiu minutach przegrywali 0:2. Na listę strzelców wpisali się Ante Crnac i Władysław Koczergin. Pierwsza połowa przebiegła pod całkowite dyktando mistrza Polski. W drugiej części gospodarze podjęli walkę, a przez ostatnie ponad 20 minut grali w przewadze jednego zawodnika. Nie pozwoliło im to jednak na zdobycie choćby honorowej bramki.
– Na początku robiliśmy rzeczy, które chciał Raków. Ich trójka, która wychodziła do pressingu na tyle dobrze zamykała linię podania do naszych szóstek, że piłka była transportowana wyżej. Nie sposób jest biec do swojej bramki, kopnąć piłkę i jeszcze ją zebrać. Mieliśmy z tym problem. Za mocno zapraszaliśmy rywali do takiej gry. Stąd nasze problemy – wyjaśniał Kamil Kuzera.
Korona lepiej zaprezentowała się w drugiej części, chociaż to Raków miał kontrolę. Znów nieźle wyglądała gra na dwójkę napastników. Pojawiło się jakieś zagrożenie.
– Cały czas szukamy rozwiązania. Wiemy, że dzisiaj mamy problem ze zrobieniem jakościowych zmian. Wypadł nam Dalibor Takacz. To skomplikowało pewne rzeczy. Nie mogliśmy się za bardzo otwierać. Do tego na wtorkowym treningu niefortunnie upadł Bartosz Kwiecień. Ma problem z karkiem. Mocno sztukujemy. Musimy czekać aż sytuacja zdrowotna ulegnie poprawie. Nie bagatelizujemy tego wszystkiego. Dzisiaj jest nam potrzebny, spokój i konsekwencja. Ciśnienie rośnie. Liga wchodzi w decydującą fazę. Walka o utrzymanie zaczyna się na dobre. Musimy się podnieść – tłumaczył szkoleniowiec kieleckiego klubu.
Korona znajduje się w kryzysie. To był trzeci z rzędu słabszy mecz w jej wykonaniu. Zespół potrzebuje wstrząsu?
– Wstrząs sam w sobie jest wstrząsem. Grając 0:2 od siódmej minuty dało się odczuć presję. Kibice dali jasno do zrozumienia, co o tym wszystkim myślą. Moim zadaniem jest to przeanalizować, w którą stronę dźwigać ten zespół. Presja jest oczywista w sporcie. Zderzyliśmy się z tym. Ona czasami nie pomaga. Musimy znaleźć rozwiązanie. Wszyscy wiemy, w jakim jesteśmy miejscu. Staraliśmy się i chcieliśmy. Graliśmy z mistrzem Polski, który dwa tygodnie temu zmiótł z planszy Lecha. Kilka dni temu zaliczył wpadkę z Puszczą, a dzisiaj byli sobą. Byli ciężką drużyną, aby coś zrobić – tłumaczył Kamil Kuzera.
– Spadła pewność siebie. Musimy ją odbudować. Moim zadaniem w tym momencie jest rozpalenie błysku w oczach zawodników. Musimy zostawić to, co za nami. Nie będzie łatwo, bo to siedzi w głowie. Wszystko zależy od nas. Nie mamy tragicznej pozycji. Wszystko jest w naszych rękach i przede wszystkim w głowach. Musimy nad tym pracować, ale rozsądnie. Trzeba uważać, aby nie zrobić jeszcze większej krzywdy – wyjaśniał szkoleniowiec, który na koniec odniósł się jeszcze do plagi kontuzji mięśniowych w zespole.
– Ciężko powiedzieć, z czego wynikają te kontuzje. Nigdy w trakcie sezonu nie forsuje tempa. Zderzamy się z coraz większą intensywnością. Piłka jest coraz szybsza. Coś nie wytrzymuje. Musimy to wszystko przeanalizować, gdzie być może popełniamy błąd. Nie chcę traktować tego jako głupiego zbiegu okoliczności. Nie jest to problem z przygotowaniem fizycznym. Jesteśmy w o tyle złej sytuacji, że dotknęło to kluczowych zawodników.
Korona ma na koncie 23 punkty i zajmuje 15. miejsce. Ostatnią zagrożoną Puszczę Niepołomice wyprzedza tylko lepszym bilansem bramkowym. W niedzielę, w ostatnim spotkaniu przed przerwą reprezentacyjną, zagra u siebie z Pogonią Szczecin.
fot. Paweł Jańczyk