– Można byłoby rzucić ręcznik i po prostu dograć ten sezon. Tałant nie jest jednak takim trenerem, a my takim klubem. Mamy inną mentalność. Niektórzy mogą śmiać się z takiego podejścia, ale my prawie pokazaliśmy, że dopóki jest sześciu zawodników w polu i bramkarz, to możemy grać o zwycięstwo – mówi Michał Jurecki, dyrektor sportowy Industrii Kielce. Porozmawialiśmy z nim o ostatnich spotkaniach z Magdeburgiem, konieczności innego podejścia do Pucharu Polski oraz o planach kadrowych na najbliższą przyszłość. Zapraszamy do lektury.
Damian Wysocki: – Emocje po Magdeburgu już opadły? Mimo, że przebieg dwumeczu długo będzie siedział w człowieku, to chyba można być zadowolonym z tego, co Industria Kielce pokazuje w drugiej części sezonu.
Michał Jurecki: – W klubie wszyscy jesteśmy zadowoleni z postawy chłopaków, z tego jak walczą i poświęcają się na boisku. Dwumecz z Magdeburgiem był wielką batalią. Z kim nie rozmawiam, to każdy określa tę rywalizację jako przedwczesny finał. Była walka o każdą piłkę. Wszystkie akcje były rozgrywane na sto procent. Obie strony zdawały sobie sprawę, że mały detal może zadecydować o końcowym rozstrzygnięciu. Chłopaki dali z siebie wszystko. Nie mamy do nich żadnych pretensji, że nie awansowali.
– Ten sezon to jedna wielka batalia z problemami kadrowymi. Jesienią zespół wydawał się też zmęczony dwoma poprzednimi, w których nie było słabszych momentów. W ostatnich trzech miesiącach wszystko jednak wróciło do normy. Można było odnieść wrażenie, że każdy kolejny problem nakręcał do lepszej gry. Co było najważniejszym czynnikiem, dzięki któremu przetrzebiona drużyna zdołała walczyć do końca o trzecie Final4 z rzędu?
– W drugim półroczu był taki okres, gdzie kontuzje aż tak mocno nam nie przeszkadzały. Wcześniej pewne rzeczy zostały ułożone. Mogliśmy pograć nieco dłuższą ławką. Jesienią zawodnicy mieli bardzo dużo w swoich rękach i nogach. Teraz w naszej grze pojawiło się więcej luzu. Ważne było zwycięstwo w Płocku, które dodało nam wiary, że idziemy w dobrą stronę. Obraliśmy właściwy kierunek, co potwierdziliśmy w dwumeczu z GOG. W obu przypadkach byliśmy bardzo dobrze przygotowani taktycznie. Założenia zostały przeniesione na boisko. Podobnie było z Magdeburgiem. Oczywiście, na przestrzeni 120 minut pojawiły się błędy, ale na tym to polega. Nikt nie gra perfekcyjnie. Po takich pojedynkach przyszło olbrzymie zmęczenie. Brak kilku zawodników dał w końcu o sobie znać. Do tego doszedł uraz Michała Olejniczaka. Jego brak to bardzo duża strata, bo stał się filarem naszej obrony. Potrafi grać na każdej pozycji, świetnie zatrzymuje rywali w grze jeden na jeden. Zaliczył niesamowity progres. Do tego w naszej lidze każdy Polak jest na wagę złota, a my musimy kombinować ustawieniem, aby spełnić przepis.
– Tałant Dujszebajew znów potwierdził wielką klasę, bo niemal nie wprowadził do Final4 zespołu przetrzebionego kontuzjami i znalazł sposób na Magdeburg, który od kilku miesięcy wygrywa praktycznie wszystko.
– Jeszcze, kiedy byłem zawodnikiem, Tałant ustawiał nas na nowych pozycjach. Dobrym polem były mniej istotne spotkania. Nie ważne, czy ktoś popełniał błędy. On dawał czas, aby oswoić się z czymś innym. Kiedy przyjdzie moment próby, to można z tego skorzystać. Tak było teraz. Chodzi nawet o małe rzeczy. Dla przykładu: jeśli ktoś gra cały czas na lewej dwójce w obronie, a później zostanie przestawiony na prawą stronę, to czuje różnice. To nie to samo, bo trzeba inaczej ustawiać ciało. Nie ma automatyzmów. Tałant ciągle zmienia, daje pograć na różnych pozycjach.
Widzieliśmy, co Dylan Nahi robił na kole, a przecież w meczu z Chrobrym grał na rozegraniu. Śmiejemy się, że niebawem zagra na bramce. Kluczem do tego, że byliśmy w grze było właśnie takie podejście. Były kontuzje, ale się nie załamaliśmy, nie wywiesiliśmy białej flagi.
– Minęła złość na to, co wydarzyło się w końcówce meczu w Magdeburgu? W ostatniej akcji sędziowie zabrali wam szanse na zdobycie gola na wagę awansu. Złożyliście protest do EHF, ale wszyscy wiedzieli, że jest to głos na zasadzie: „zostaliśmy skrzywdzeni”.
– Tej sytuacji nie musiałem oglądać zbyt wiele razy, aby wiedzieć, że wszystko było w porządku z naszej strony. W całej swojej karierze widziałem tylko raz powtórkę spotkania. Kiedyś Olsztyn musiał przyjechać do Mielca. Innego przypadku nie znam. Być może coś było. Mieliśmy może jakiś mały cień szansy, ale też trudno określić, jak miałoby wyglądać ewentualne powtórzenie meczu. Wyraziliśmy swój głos sprzeciwu. To bardzo bolało, bo w te 120 minut zawodnicy włożyli absolutnie wszystko. Cieszymy się, że duża część środowiska piłki ręcznej przyznawała nam rację.
– Wasza postawa na boisku, gra przeciwko tylu przeszkodom, tym skradliście serca kibiców. Widziałem takie typy, gdzie każdy wskazywał Magdeburg jako murowanego kandydata do Final4.
– Można byłoby rzucić ręcznik i po prostu dograć ten sezon. Tałant nie jest jednak takim trenerem, a my takim klubem. Mamy inną mentalność. Niektórzy mogą śmiać się z takiego podejścia, ale my prawie pokazaliśmy, że dopóki jest sześciu zawodników w polu i bramkarz, to możemy grać o zwycięstwo. Były problemy, niektóre bolesne, ale szliśmy do przodu – wierząc, że karta się odwróci. Tak się stało. Na tym sezonie waży jednak pierwsze półrocze, bo tu musieliśmy na świeżo radzić sobie z urazami. Andreas Wolff, Alex Dujszebajew, później Arek Moryto. Nie było czasu, aby zaadoptować się do nowych rozwiązań. Gdyby tam było więcej punktów, to może uniknęlibyśmy 1/8 finału, a później mieli rewanż ćwierćfinału przed własną publicznością. Nie płaczemy, idziemy dalej. Zawodnicy i sztab muszą czuć się dumni. Oni byli o jedną akcję od Final4. Czapki z głów.
– W Magdeburgu bak został jednak wyjechany, a z miejsca trzeba było grać Fianl4 Pucharu Polski. Nie było czasu na trening, a w pogotowiu mieliście nawet juniorów. Ciężko chyba było patrzeć na chłopaków, którzy nawet jak chcieli, to za bardzo nie mogli zdziałać cudów.
– Ciężko było patrzeć na chłopaków już w szatni w Magdeburgu i następnego dnia podczas powrotu. Porażka w takich okolicznościach bardzo boli. Puchar Polski to historia. Już spotkanie z Gdańskiem pokazało, że coś jest nie tak. Dwa dni to mało czasu, aby pozbierać się mentalnie, ale tutaj zaważył aspekt fizyczny. W sobotę widzieliśmy, że nie jest dobrze i domyślaliśmy się, że w niedzielę ciężko będzie wygrać z bardzo dobrze przygotowanym rywalem.
– Termin Pucharu Polski budził sporo wątpliwości. W ostatnich dwóch latach był ustawiany po walce o mistrzostwo Polski, teraz w majówkę. Oba nikomu nie służą, a na pewno nie dodawaniu prestiżu tym rozgrywkom. Na tym chyba powinno wszystkim zależeć. W przyszłym roku nie zanosi się na zmiany, bo wstępnie rywalizacja pucharowa odbędzie się tuż przed walką o mistrzostwo Polski. Masz jakiś pomysł, jak to rozwiązać?
– Musimy dojść do porozumienia z Płockiem. W najbliższych dniach na pewno wykonam telefon do prezesa Wisły Artura Stanowskiego lub dyrektora sportowego Adama Wiśniewskiego. Z tym drugim znam się bardzo dobrze. Musimy porozmawiać o dwóch aspektach.
Pierwszy to termin Pucharu Polski. On musi zostać zmieniony, aby podnieść rangę turnieju. Jeśli wszystko mamy skupione w jednym okresie, to nagle on traci swój prestiż. Nie jest też to aż tak atrakcyjne dla kibiców, bo maja przesyt. Nasi fani teraz bardzo tłumnie pojechali do Magdeburga. Każdy ma swoje obowiązki w pracy i musi planować takie rzeczy z wyprzedzeniem. W maju walczy się o Final4 i mistrzostwo Polski. Każdy chce oglądać pełne hale na takich wydarzeniach. Z mojego punktu widzenia, to jest możliwe tylko przy innej dacie. Z Płockiem musimy mówić jednym głosem. Nasz główny rywal super się rozwija, wykonuje głośne transfery. Pozostaje się z tego cieszyć, bo to pcha dyscyplinę do przodu. Zależy nam na tym, aby inne kluby również pokazywały się w Europie i zbierały jak najwięcej punktów rankingowych.
Trzeba się dogadać i dać jasny sygnał do związku. Drugi aspekt, który trzeba poruszyć to przepis o dwóch Polakach na boisku. On najmocniej uderza w nasze dwie drużyny. Pozostałe zespoły nie muszą na to patrzeć. Nas to ogranicza. Przy kontuzjach, jest to jeszcze bardziej skomplikowane. Czasami najlepsi zawodnicy nie mogą grać, bo trzeba odpowiednio balansować. Przecież to bez sensu i wpływa na jakość widowiska. Niedawno był pomysł z młodzieżowcem. Może to lepszy pomysł, aby wymuszać ich występy. Kluby odważnie stawiają na młodzież po SMS-ach. Może dzięki temu będą baczniej patrzyły na swoich juniorów, szczególnie gdyby poszła za tym jakaś gratyfikacja. Ci którzy nie wypełniają jakiegoś sezonowego limitu, ponosiliby konsekwencje. To tematy, o których warto rozmawiać, aby pomagać naszej dyscyplinie.
– Najlepszym rozwiązaniem byłoby zorganizowanie finału pucharu wzorem Danii i Niemiec, czyli np. w marcu albo w kwietniu? Tutaj na przeszkodzie stoi podłączenie do rywalizacji kobiet, bo w tym przypadku terminarz rozgrywek międzynarodowych jest inny.
– Jeśli mówilibyśmy jednym głosem i naciskali związek, to byłby mocny sygnał. To podstawa. Trzeba szukać innej drogi, korzystnej przede wszystkim dla klubów. Życzyłbym sobie, żebyśmy razem z Płockiem zawsze walczyli o Final4 Ligi Mistrzów. Chcielibyśmy móc skupić się wtedy tylko na tym. Wiele rzeczy można ustawić inaczej. Znam termin rozgrywek EHF i IHF na sezon 2025/26. My co roku mamy problemy z terminarz. Związek chce zorganizować Final4 z kobietami. Wiadomo, że chcą podciągnąć rangę ich rozgrywek, przykuć uwagę większej publiczności, ale dlaczego jest to robione naszym kosztem. Na następny sezon znalazłem nawet fajny termin, ale wtedy kobieca reprezentacja ma zgrupowanie. Wrócę do początku, musimy zacząć o tym rozmawiać i wspólnie dojść do czegoś.
– Wróćmy do sportu. Wisła zgarnęła puchar, ale spotkania o mistrzostwo będą miały już inny przebieg. Kielce zdołają osiągnąć jeszcze jeden pik formy, właśnie na tę rywalizacje? Jak widzimy, Płock pod względem fizycznym jest dobrze przygotowany do finiszu.
– Dla nas bardzo potrzebna jest obecna przerwa reprezentacyjna. Połowa składu wyjechała na zgrupowania. Chłopaki zmienią otoczenie, odpoczną mentalnie. Połowa gra spotkania eliminacyjne. Inni mają sparingi. Rywale nie są wymagający, więc nie powinni być za bardzo eksploatowani. Hiszpania gra z Serbią, ale ma mocną kadrę. Te dwa tygodnie powinno dać nam czas, aby być gotowym. Zrobimy wszystko, aby tytuł został w Kielcach.
– To, co ważne w kontekście „Świętych Wojen”, to wprowadzenie wideoweryfikacji. Jest duża szansa, że po meczach nie będzie się za wiele mówiło o względach sędziowskich. Arbitrom też to dodaje pewności.
– Bardzo cieszę się, że jest już system VR. W poprzednich sezonach było dużo kontrowersji. Teraz ławki dalej reagują żywiołowo, ale sędzia idzie do monitora i podejmuje słuszną decyzję. Wtedy nikt nie może mieć pretensji. To jest bardzo potrzebne w takich spotkaniach.
– Panie dyrektorze, to teraz kilka spraw, które nurtują kibiców. Kiedy zostanie ogłoszony nowy prawy rozgrywający? W przestrzeni medialnej padają już nazwiska, ale ze strony klubu nie ma żadnych sygnałów.
– To nie jest prosta sprawa. W grudniu wszystko było dogadane. Do nas miał trafić Dominik Mathe, co poskutkowało decyzją o kolejnym wypożyczeniu Faruka Yusufa. Nie chcemy zatrzymywać jego rozwoju. Oczywiście, u nas mógłby robić postępy, ale świetną szkołą dla niego będą występy w Francji. Plany pokrzyżowała nam kontuzja Dominika. Nie mogliśmy tego cofnąć. Szukaliśmy najlepszego rozwiązania, ale już w trudnym okresie, kiedy wszyscy czołowi zawodnicy mają dogadane kontrakty. Chociaż prawe rozegranie jest newralgiczną pozycją, to mieliśmy kilka nazwisk. Teraz prowadzimy finałowe rozmowy. Niczego nie ujawniamy, bo chcemy doprowadzić sprawy na swoich warunkach. Mam nadzieję, że wszystko zakończymy w ciągu dwóch tygodni. Mogę tylko zapewnić, że to będzie rozwiązanie najlepsze dla drużyny.
– Skoro Faruk został wypożyczony na rok Limoges, to pewnie teraz bardziej realne jest sprowadzenie bardziej doświadczonego zawodnika, który prędzej zgodzi się na krótszy kontrakt.
– Widzisz. Czasami jak jest za dużo opcji, to człowiek się zastanawia. Może lepiej mieć jedną i w nią iść. Ten temat był szeroko przez nas omawiany. Może umowa jeden plus jeden. A może próba ściągnięcia kogoś młodszego, ale kto zostanie z nami na dłużej. Chciałbym, żeby wszystko było wyjaśnione, ale stopowała nas też sprawa Branko Vujovicia. Przez te ostatnie tygodnie nie próżnowaliśmy w naszych rozmowach, ale nie chcieliśmy niczego robić na siłę.
– Właśnie, a co z Branko Vujoviciem. Niby ma kontrakt z Kielcami od 2025 roku, ale w między czasie jego nowy menadżer dogadał się z Dinamem Bukareszt. Można odjeść wrażenie, że zawodnik chce już teraz opuści Hannover. Czy w sprawie powstałego, nieoczekiwanego konfliktu udało się już coś ustalić?
– Sprawa jest bardzo ciężka. Dla jej dobra nie będę nic mówił, wdawał się w szczegóły. W klubie jesteśmy w to mocno zaangażowani. Czy Branko do nas wróci, czy ewentualnie zarobimy na jego transferze? Powiem pomidor. Chciałbym powiedzieć tak lub nie, ale w tym momencie po prostu nie wiem. Nie mogę rzucać słów na wiatr.
– Znaleźliście już rozwiązanie sprawy z Dominikiem Mathe. Przy podpisywaniu umowy zabezpieczyliście się klauzulą o rozwiązaniu umowy w przypadku kontuzji. Nie zakomunikowaliście tego. Jak tutaj wygląda sprawa?
– Tutaj też dajemy sobie czas. Najważniejszy w tym wszystkim jest zawodnik. Zaproponowaliśmy mu rozwiązanie, ale jeszcze nie dostaliśmy klarownej odpowiedzi. Jesteśmy w kontakcie z nim i jego menadżerem. Tak, Dominik ma taką klauzulę w kontrakcie, ale my jesteśmy ludźmi i tak podchodzimy do tego tematu. Nie musimy się jeszcze z niczym spieszyć. Chcemy być też uczciwi wobec drugiej strony i najpierw musimy z nią ustalić wszystkie tematy, a dopiero później o tym informować.
– Industria Kielce kończy sezon bez nominalnego lewego rozgrywającego, no chyba, że na finał zdoła wykurować się Tomasz Gębala. Dlaczego mimo problemów Szymona Sićki i Hassana Kaddaha nie szukacie wzmocnienia na tę pozycję?
– Bo mamy na tyle uniwersalnych zawodników w drugiej linii, że sobie z tym poradzą. Na szczęście dostaliśmy niedawno dobrą informację na temat Szymona, który był na wizycie kontrolnej w Barcelonie. Wszystko jest w porządku. Może wróci do treningów z drużyną na przełomie listopada i grudnia. Znamy Tałanta, pewnie będzie chciał dać mu przepracować na spokojnie styczeń, aby wrócił od drugiej części następnego sezonu. Hassan może być gotowy na październik. Nikt nigdy nie da pewności, że problem nie będzie wracał, ale tym razem lekarze zastosowali u niego inną metodę leczenia. W ten sposób swoje problemy rozwiązywali koszykarze z NBA i później grali. Wiemy, że kiedy oni wrócą, to nasza kadra będzie optymalna.
– To wśród rozgrywających jedyną niewiadomą pozostaje Daniel Dujszebajew, któremu kontrakt kończy się wraz z końcem sezonu.
– Z Danim jesteśmy na dobrej drodze, aby osiągnąć porozumienie. Będziemy chcieli wszystko zamknąć przed finałami Superligi. Końcówka tego sezonu pokazała, że nie potrzebujemy nowego lewego rozegrania.
– To teraz najbardziej palący temat. Magdeburg podjął już z wami rozmowy w sprawie transferu Andreasa Wolffa? Od razu pójdę dalej. Jeśli pojawi się oferta, to siądziecie do rozmów?
– Kontaktu nie było. Jeśli klub się do nas zgłosi, to jesteśmy skłonni usiąść do rozmów, ale to musi być oferta z gatunku tych nie do odrzucenia. Ważny będzie też głos samego zawodnika, z którym chcemy być w pełni w porządku. Być może to on sam będzie chciał wrócić do Niemiec. Zawsze będziemy szukać rozwiązania korzystnego dla każdej strony. Jednak na razie dużo się mówi, ale nikt nie dzwoni.
– A czy dyrektor sportowy ma już wyselekcjonowanych bramkarzy do ewentualnego zastępstwa?
– Szczerze mówiąc, to mamy na oku kilku zawodników, którzy mogliby dołączyć do nas np. za dwa czy trzy lata. Rynek mamy przewertowany pod kątem kilku pozycji. Tak musimy działać.
– Wszystko wskazuje na to, że w kadrze na kolejny sezon będzie dalej Miłosz Wałach.
– Miłosz stanął na wysokości zadania w tym sezonie. To też Polak, a potrzebujemy ich w kadrze. Wiemy, że Paweł Paczkowski odchodzi, a Szymek Sićko wróci dopiero za pół roku.
– To teraz już zejście spod ostrzału. Powiedz, jak czujesz się w nowej roli już po kilku miesiącach?
– Ledwo odwiesiłem jedne buty, a już założyłem drugie. W tym czasie dzieje się bardzo dużo. Wdrożyłem się. Podoba mi się moje stanowisko, bo jestem blisko tego, co robiłem przez całe życie. Próbuję też nowych rzeczy, ciągle się uczę. Cieszę się, że mogę być częścią tego klubu, w którym spędziłem 10 lat jako zawodnik. Jestem na większości meczów, treningów. Jestem blisko szatni i ławki. Czuję adrenalinę. Myślałem, że moja rozłąka z piłką ręczną będzie cięższa. Jest inaczej, jestem dużo szczęśliwszym człowiekiem. Mam możliwość częstszego przebywania z rodziną, co jest dla mnie bardzo ważne. Gry mi nie brakuje. Do tej pory, odkąd skończyłem, to nawet nie trenuje regularnie. Może ruszałem się pięć, sześć razy. Po 20 latach zapieprzania po prostu mi się nie chcę. Potrzebuję czasu na odpoczynek. Niedawno Karol Bielecki odpowiadał mi, że potrzebował na to roku. Wiem, że wrócę do aktywności, już niebawem. Siłownia, rower, a może tenis, który zawsze mi się podobał.
– Widziałeś pewnie, co planuje Płock. Michał Jurecki ma już na oku sprowadzenie jakiegoś super zawodnika?
– U nas grają sami najlepsi. Nie wiem, kogo miałbym teraz ściągnąć. (śmiech).
– Dziękuję za rozmowę.
fot. Patryk Ptak, Paweł Bejnarowicz (ZPRP), własne