– Czasami za bardzo graliśmy sercem, a nie głową. W piłce liczą się umiejętności. Te były po stronie Cracovii, która wykorzystała nasze błędy – powiedział Jacek Zieliński, trener Korony Kielce po przegranym meczu ze swoim byłym zespołem.
Sobotnie spotkanie nie porwało. Cracovia była dobrze zorganizowania. Objęła prowadzenie po rzucie rożnym za sprawą Virgila Ghity. W drugiej części wynik podwyższył Martin Van Buren, wykorzystując kontrę. Korona fatalnie wyglądała w ataku pozycyjnym. W końcówce karnego nie wykorzystał Jewgienij Szykawka.
– Każdy liczył, że mój debiut będzie wyglądał inaczej. Też miałem związane z nim duże nadzieje. Wiedziałem, że to będzie trudne spotkanie i takie było. Nie mogę powiedzieć, że któryś z chłopaków zawiódł, jeśli chodzi o zaangażowanie. Czasami za bardzo graliśmy sercem, a nie głową. W piłce liczą się umiejętności. Te były po stronie Cracovii, która wykorzystała nasze błędy. Uczulaliśmy się na stałe fragmenty i fazy przejściowe. Jeśli takiemu doświadczonemu zespołowi daje się takie sytuacje jak po pogubieniu krycia, jak przy wyjściu Van Burena, to kończy się jak się kończy. Dopełnieniem był niestrzelony karny. Nie będę szukał alibli, że jestem tutaj trzy dni, że mamy mało czasu. Wiedziałem, że sytuacja Korony jest ciężka, że musimy podnosić to do góry. To bardzo młody zespół. Tym graczom będą zdarzały się wahania dyspozycji. One muszą być jak najmniejsze. Margines błędu robi się bardzo wąski – wyjaśniał Jacek Zieliński.
Korona miała potężne problemy w ataku pozycyjnym. – Posiadanie piłki to posiadanie piłki. To rzecz statystyczna. Nie chodziło nam o nie. Chcieliśmy poszukać przewagi na połowie Cracovii. Ciężko było przebić się przez jej strefę obronną. Ciężko „obrobić” ją w meczach wyjazdowych, co pokazało już jej starcie z Rakowem. On też miał posiadanie. I co z tego? We wszystkim grają umiejętności. U nas jest dużo młodych chłopaków, którzy dopiero dotykają ligi. Zwoźny, Kośmicki, Długosz, który nie grał dwa lata, Fornalczyk zaczyna odżywać. Oni będą popełniać jeszcze błędy. Po piłkarsku zagraliśmy za małym chciejstwem i agresją w trójce naszych środkowych pomocników. Tutaj oczekuje większej determinacji i parcia na bramkę. Musimy nad tym pracować. Za mało daliśmy od tych najbardziej doświadczonych graczy – tłumaczył Jacek Zieliński.
Źle wyglądały również dośrodkowania ze stałych fragmentów. – Stojącą piłkę jest najłatwiej poprawić. Zauważyliśmy, że serwis był słaby w naszym wykonaniu. Główny wykonawca z poprzedniej rundy, a więc Dawid Błanik wszedł dopiero po godzinie na boisko. Składu nie układaliśmy pod to, kto ma najlepiej ułożoną nogę. Uczę się wszystkiego, przyglądam się. Jest dużo racji w tym, że te dośrodkowania nie były naszą najmocniejszą stroną – mówił trener Korony.
– Ten mecz dał dosadny sygnał, że musimy coś zmienić. Mamy już plan, aby wprowadzić coś nowego. Przed pierwszym spotkaniem nie chciałem robić rewolucji. Mieliśmy tylko trzy treningi. Zdałem się na takie ustawienie chłopaków. Nie szukaliśmy kwadratowych jaj dzień przed meczem. W Koronie można poprawić wszystkie elementy. Oby to było widoczne jak najszybciej – skwitował Jacek Zieliński.
Korona z jednym punktem na koncie zamyka ligową stawkę. W przyszłą niedzielę zagra na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław.
fot. Paweł Jańczyk