
Industria Kielce drugi sezon z rzędu musi pogodzić się z rolą wicemistrza Polski. Trwające rozgrywki znów były wymagające dla drużyny Tałanta Dujszebajewa, która notowała również słabsze wyniki w Lidze Mistrzów. Mimo tego, kirgiski szkoleniowiec patrzy w przyszłość z optymizmem. – Nie możemy się załamywać, ale budować swój projekt na przyszłość – mówi doświadczony trener.
– Minęło już kilka dni od finałów Orlen Superligi. Drugi raz z rzędu tytuł wywalczyła Orlen Wisła Płock. Już bardziej na spokojnie, co trener myśli o finałowym dwumeczu, jakie ma nastawienie po tym, co się stało?
– W pierwszej kolejności, zanim zaczniemy rozmowę, bardzo chciałbym podziękować za wsparcie naszym kibicom. Podobnie jak zarządowi w osobach Magdy Szczukiewicz i Pawła Papaja. Także całej Industrii na czele z prezesem Grzegorzem Bednarskim. Oni robią fantastyczne rzeczy i tworzą dobrą przyszłość dla klubu. Jest nam przykro, że przegraliśmy. Nie będę jednak płakał. Podobnie jak przed rokiem, byliśmy na poziomie, aby wygrać ligę. Nawet przy wszystkich problemach, z którymi przyszło nam się zmagać.
To, co mogę sobie zarzucić to fakt, że nie potrafimy utrzymywać poziomu w ostatnich kwadransach meczów. To nie jest kwestia fizyczności. Krzysiek Paluch świetnie przygotował zespół pod tym względem. To bardziej kwestie mentalne. Wiem, że wiele osób robi zarzut wobec moich zmian. Jestem trenerem od 20 lat. Taką mam filozofię i jej nie będę zmieniał. Oczywiście, jako szkoleniowiec też popełniłem swoje błędy. Płock cały czas się rozwija, staje się mocniejszy. Uważam jednak, że poza Superpucharem i październikowym spotkaniem u nich, w pozostałych meczach byliśmy lepsi w grze. Taki jest jednak sport, czasami brutalny. Nie możemy się załamywać, ale budować swój projekt na przyszłość.
– W czym pan upatruje problemu w końcówkach spotkań. Scenariusz wypuszczania korzystnego wyniku w tym sezonie widzieliśmy już kilka razy. Nawet domowe starcie z Fuchse Berlin miało podobny przebieg.
– Na to wszystko staram się patrzeć konstukrywnie. Gdybym pstryknął palcami i znał odpowiedź, to pewnie wszystko wyglądałoby inaczej. To jest kwestia do głębszej analizy. Być może czasami musiałem nieco wcześniej zmienić jednego lub drugiego zawodnika. Może powinniśmy wziąć wcześniej przerwę. Mam dużo wersji w swojej głowie, ale nie mogę publicznie powiedzieć całej prawdy. To nie jest wymówka.
Każdy może mieć swoje zdanie. Przyjmuję krytykę. To normalna część życia. My będziemy nad tym pracować, aby to wyeliminować. Myślę, że w następnym sezonie będziemy lepsi niż w tym, ale też to będzie ciężki rok. Lubię jednak długofalową budowę drużyny i wiem, że od sezonu 2026/27 będziemy jeszcze mocniejsi. Szkoda, że nie wygraliśmy Ligi Mistrzów w 2022 i 2023 roku. Teraz musimy dokonać małej przebudowy, aby znów dążyć do tego celu. Już teraz zrobiliśmy kilka kroków w przód. Do rozwiązania będzie jeszcze kwestia domowych spotkań, których nigdy tyle nie przegraliśmy. W ostatnich dwóch latach zaliczyliśmy łącznie tyle porażek, ilu nie mieliśmy w kilku wcześniejszych sezonach. Musimy sobie z tym poradzić. Nie mam pretensji do chłopaków. Sam jako trener muszę znaleźć rozwiązanie tej sytuacji.
– Jest jakaś rzecz z tych finałów, której trener żałuje. Może tego, żeby na drugie spotkanie, pewnie na ryzyku, nie wpuścił Jorge Maquedy? Wracający po kontuzji Alex Dujszebajew nie zaliczył udanego spotkania. Zwykle tak jest po urazach.
– Każdy człowiek widzi to, co chce widzieć. Jako trener mam szerszy obraz. Moim błędem było to, że przed pierwszym meczem w Płocku wpuściłem Jorge na trening. Może mieliśmy nie operować Klemena Ferlina? Jorge nie był przygotowany na drugie spotkanie, bo nie trenował przez trzy tygodnie. Najgorszą decyzję podjąłem wcześniej, że chciałem go spróbować w treningu. Może gdybym go wtedy oszczędził, to mógłby zagrać w Kielcach. W pierwszym meczu nie mogliśmy w dłuższym wymiarze skorzystać z Bekira Cordaliji, bo on dopiero wracał po urazie i nie trenował przez kilka dni. Później wrócił do rytmu i wiedzieliśmy, jak się zaprezentował.
– Ten rok to kontynuacja problemów zdrowotnych. Długo przyszło czekać na lewe rozegranie, a wiemy też po jakich urazach wrócili Szymon Sićko i Hassan Kaddah. Długo kontuzjowany byli Alex Dujszebajew i Arek Moryto. Kłopotów było więcej. To ciężka sytuacja dla trenera, kiedy ciągle musi się bardziej patrzeć w stronę lekarzy?
– Nasze problemy zaczęły się od lata 2023, kiedy na przygotowaniach problem z plecami miał Andreas Wolff. Później urazy trapiły Igora Karacicia i Alexa Dujszebajewa. Duże kłopoty miał Arciom Karaliok. Bardzo mu dziękuję za to, że walczył. Mam jednak taki mental, że w pierwszej kolejności muszę być dumny z tego, kim jestem. My jesteśmy reprezentantami Industrii Kielce. Dopóki mamy sześciu zdrowych zawodników i bramkarza, mamy wychodzić i walczyć o zwycięstwo. Nigdy nie powiem, że przegraliśmy ze względu na kontuzje. To jest część życia. Ludzie muszą doceniać, jakie momenty przetrwaliśmy. Nawet przy porażkach, na przyszłość można patrzeć pozytywnie.
– Jest trener w Kielcach od ponad 11 lat. Dużo widział. Były momenty, gdzie przyszłość klubu na wysokim poziomie wisiała na włosku. Teraz rzeczywiście czuje pan stabilizację? Już podczas tej rozmowy mówi o pozytywnym myśleniu o tym, co przed drużyną.
– Czapki z głowy dla Magdy Szczukiewicz, Pawła Papaja i Grzegorza Bednarskiego. Nawet przy słabszych wynikach, oni nas w pełni wspierali, żebyśmy nie myśleli o innych rzeczach niż te sportowe. Klub ma swój plan. Oczywiście, przy naszych problemach kadrowych, mógłbym prosić, aby sprowadzić kolejnego rozgrywającego, ale to stworzyłoby dziurę w budżecie. My daliśmy czas Szymkowi i Hassanowi. Chociaż pierwszemu mówiono, że może skończyć karierę, a drugiego już nikt nie chciał operować. To było wyzwanie dla nas wszystkich. Daliśmy radę, bo ten klub traktujemy jak rodzinę. W żadnej drużynie nie byłem tak długo. Nie zostawiliśmy naszych chorych dzieci. Przecież jesienią mogłem powiedzieć, że nie mamy wyników, bo sprzedaliśmy Andreasa Wolffa. Wiedziałem, po co to było zrobione i zgodziłem się na to. Gramy do jednej bramki i budujemy wszystko według naszego planu.
Wiem, że kolejny sezon będzie lepszy od tego zakończonego. Musimy wykazać się cierpliwością. Stabilizacja, którą mamy daje mi prawo rozmawiać z zawodnikami, którzy do nas dołączą w przyszłości. Oni wierzą w nasz projekt. Oczywiście, nasze cele nie zmienią się w następnych rozgrywkach. Też będziemy mierzyć w miejsce w Final4, a także w odzyskanie mistrzostwa. Musimy stawiać sobie ambitne cele. Trzeba zachowywać jednak zimną krew. Ciężko jest budować, ale zburzyć jest łatwo. Okej, przegraliśmy dwa lata z rzędu tytuł w kraju, ale w jakim stylu, z jakimi okolicznościami w tle.
Mamy świetną przyszłość. Jestem dumny, jakie rzeczy robimy przy takim budżecie. To budzi mój optymizm. Jeśli ktoś da mi wielkie miliony i świetnych zawodników, to wymogiem będzie miejsce w Final4, ale to nie będzie stanowiło gwarancji. Najlepszym przykładem niech będzie piłkarskie PSG, które wygrało Ligę Mistrzów teraz, a nie wtedy, kiedy mieli wielkie indywidualności w osobach Messiego, Neymara i Mbappe. W naszej dyscyplinie wystarczy spojrzeć, gdzie jest THW Kiel. Ile lat konsekwentnie musiało pracować Fuchse Berlin, aby w końcu wywalczyć mistrzostwo Bundesligi.
Czasami brakuje takiej sprawiedliwości, bo sukcesów brakuje teraz a były wcześniej, kiedy częściej trzeba było myśleć o tym, co będzie kolejnego dnia.
– Tałant Dujszebajew nie lubi przegrywać. Co trener bierze dla siebie z takich dwóch sezonów?
– Człowiek staje się silny tylko wtedy, kiedy umie wstać. Dla mnie najlepszym sportowcem w historii jest Muhammad Ali. Aby zostać trzykrotnym mistrzem świata, musiał dwa razy leżeć na deskach. Bez tego nie byłby tak wielkim pięściarzem. Nikt nie lubi przegrywać. Każdy lubi wygrywać i być na topie. Na tych porażkach muszę się jednak uczyć. Kiedy będę tylko wygrywał, to nie poznam smaku życia. Przecież po tych dwóch meczach z Płockiem nie spałem przez trzy, cztery noce. Później chodziłem i zastanawiałem się, co zrobiłem dobrze, czy źle. Jeśli pracowałbym w innym miejscu, to też bym przeżywał takie rzeczy. To jest żywa praca. Może 10 lat ciągłego wygrywania przyzwyczaiło mnie do jakiegoś komfortu. Teraz mam ponad miesiąc, aby wszystko poukładać w głowie. Będę dużo spacerował i myślał, co będzie najlepsze, co trzeba zmienić. Mam dalej dużo energii, którą czerpię też od swoich młodszych zawodników. Wiem, skąd jestem i wiem, że będę jeszcze bardziej zmotywowany. Daj Boże, żeby utrzymać stabilizację w klubie, budujemy drużynę i przyjdą zwycięstwa. Nie brakuje mi pomysłów na to, aby polepszyć naszą sytuację. Jako trener akceptuje to, że może przyjść dzień, w którym mnie zwolnią. Ale teraz chce tylko pracować i dążyć do poprawy.
– Przed nowym sezonem dojdzie do kilku zmian. Czy uważa pan, że ten zespół dzięki temu pójdzie do przodu?
– Drużyna nie będzie dużo lepsza, ale myślę, że poprawi się pod względem zdrowotnym. Zespoły, które mają wielu olimpijczyków mają zawsze trudny sezon po igrzyskach. Szczególnie, kiedy są starsi zawodnicy. Widzimy to choćby na przykładach Alexa i Jorge. W nowym roku będziemy mieć stabilność w bramce w postaci Klemena Ferlina i Adama Morawskiego. Łatwiej będzie nam grać z Szymkiem i Hassanem, którzy teraz mieli wahania formy po powrocie po urazach. Pomoże nam też zawodnik o takiej jakości jak Aleks Vlah. Zweryfikuje nas boisko. Mamy tylko jedno życzenie, aby dopisało nam zdrowie.
– Powrót do formy Alexa będzie kluczowy? Dla niego będzie to najprawdopodobniej ostatni sezon w Kielcach, więc motywacji na pewno nie zabraknie.
– Czasami ludzie muszą zejść na ziemię. Jednym z najlepszych zawodników w historii był Nikola Karabatić. Grał świetnie w Kielu, ale później miał trudny okres w Montpellier. Odbudował się dopiero w Barcelonie. Mikkel Hansen też miał słabsze momenty. To normalne u sportowców. To też duże zmiany dla zawodników. Alex super pracował w lutym, zaczął wracać do wysokiej formie i nabawił się urazu w Berlinie. Arek Moryto również miał sporo pecha. Jestem przekonany, że Alex będzie chciał pożegnać się z klubem zwycięstwami. Jeśli dopisze mu zdrowie, to wróci na swój wysoki poziom.
– Podsumowując, Tałantowi Dujszebajewowi nie brakuje motywacji?
– Jeżeli opuszczę głowę, to lepiej skończyć karierę. Będziemy walczyć. Później zwycięstwo będzie lepiej smakowało. Podam przykład: kiedy jestem przyzwyczajony, że zawsze u mnie na śniadanie jest łosoś, a później, w dzień kiedy go braknie, to będę płakał. Tak jest z mistrzostwem. Do niczego nie można być przyzwyczajonym. Nie płaczemy, tylko zabieramy się do pracy. Ciężko to mówić po porażce, ale jestem optymistą.
– Dziękuję za rozmowę.