– Jeżeli coś się komuś stanie, to ja ponoszę odpowiedzialność – mówi Paweł Kozłowski, współwłaściciel stoku na Stadionie, gdzie w sobotę musiała interweniować policja.
W ostatnich tygodniach tłumy mieszkańców Kielc odwiedzają stok narciarski na Stadionie. W okresie narodowej kwarantanny stał się on doskonałym obiektem do zjazdów na sankach. W sobotę po raz pierwszy interweniowała tam policja rozganiając amatorów śnieżnego szaleństwa.
Policję zawiadomił współwłaściciel obiektu, Paweł Kozłowski. Wyjaśnia, że zrobił to z powodów bezpieczeństwa.
– Cokolwiek się komuś stanie to ja ponoszę za to odpowiedzialność. Zadzwoniłem po policję, aby nie ponosić tej odpowiedzialności. Nawet na zamkniętym obiekcie cała odpowiedzialność za zdrowie i bezpieczeństwo przebywających na nim osób spada na właściciela lubzarządcę obiektu – tłumaczy Paweł Kozłowski.
Dodaje, że na stoku są dobrze widoczne tablice informujące o zakazie przebywania osób postronnych na terenie zamkniętego obiektu.
– Mieliśmy nadzieję, że spełnią swoją rolę i osoby, które je zobaczą będą się do niego stosować. Z drugiej strony teren stoku to nie jest twierdza, która musi być ogrodzona drutem kolczastym – mówi współwłaściciel stoku, który dzierżawi teren od miasta.
Czy policja nadal będzie wzywana jeżeli sytuacja nie ulegnie zmianie? – Wszystko zależy od tego co się będzie działo i czy osoby odwiedzające okolicę będą dalej usiłowały korzystać z zamkniętego obiektu – podkreśla Kozłowski.