W zeszłym wieku kielczanie mieli gdzie dobrze zjeść i pobawić się. Knajp nie brakowało. Zapraszamy na wycieczkę w przeszłość po kieleckich restauracjach i kawiarniach. A jest o czym opowiadać…
Pierwsze kieleckie restauracje i kawiarnie zaczęły powstawać w drugiej połowie XIX wieku. – Najsłynniejszą z nich była kawiarnia Smoleńskiego (mieściła się przy zbiegu dzisiejszych ulic Sienkiewicza i Małej – przyp. maw). Tuż obok powstała konkurencyjna kawiarnia Royal. Obie słynęły z bardzo dobrej jakości wyrobów – mówi Bartłomiej Tambor z Muzeum Historii Kielc.
Menu restauracji Versal
W tamtym okresie w restauracjach występowali muzycy, a goście, głównie męska klientela, grali na przykład w bilard. – Miejsce do gry było oddzielone od sali jadalnej. Goście zaabsorbowani rozgrywkami, zamawiali bardzo duże ilości kawy lub herbaty – opowiada pracownik Muzeum Historii Kielc. Znana restauracja funkcjonowała też w hotelu Bristol. W dwudziestoleciu międzywojennym goście mogli tam skosztować na przykład… zasmażanych ziemniaków z zsiadłym mlekiem.
Żarkoje, czyli paluszki lizać…
Po zakończeniu II wojny światowej większość kawiarni i restauracji znalazła się w rękach państwa. Lokale, w których można było coś zjeść dzieliły się na restauracje, kawiarnie i bary mleczne. Najsłynniejsze restauracje w Kielcach prowadziło „Społem”, a najbardziej wykwitną była niewątpliwie Winnica.
Lokal mieszczący się przy ulicy Winnickiej do 1976 roku nazywał się Źródłowa. – Ze względu na dobre stosunki z radzieckim wówczas, choć leżącym na Ukrainie okręgiem winnickim, zmieniono nazwę restauracji na Winnica – mówi Bartłomiej Tambor.
W Winnicy stołowali się ważni goście. – To była mekka ludzi mających pieniądze. Bywało tam wielu artystów – opowiada Marek Fijałkowski, muzyk grupy „Arianie” oraz bywalec ówczesnych kieleckich restauracji i kawiarni. – W Winnicy serwowano znakomite żarkoje. Do dziś wciąż smakują znakomicie – dodaje. Żarkoje to tradycyjna potrawa kuchni ukraińskiej: wołowe mięso z frytkami, zielonym groszkiem i suszonymi śliwkami podawane w ceramicznym naczyniu w kształcie dzbanka, przykrytym zapiekanym ciastem.
Wnętrze restauracji Winnica
– Kucharze specjalnie jeździli do Winnicy, żeby uczyć się przyrządzać ukraińskie specjały. W zamian kucharze stamtąd przyjeżdżali uczyć się kieleckich specjalności – mówi Bartłomiej Tambor.
Z otwarciem restauracji Winnica wiąże się też pewien skandal. – Podobno artysta, który namalował fresk na ścianie lokalu, twarze dosyć hucznie bawiących się gości zapożyczył od ówczesnych oficjeli rządzących miastem. Potem musiał dość szybko zamalować ten fresk – opowiada pracownik Muzeum Historii Kielc.
Biruta, czyli kawiarnia na okrągło
Do lokali pierwszej kategorii zaliczała się restauracja Świętokrzyska (dzisiejsze Cztery Pory Roku) przy ulicy Sienkiewicza. – Czy lokal należy do takiej kategorii można było poznać po czerwonej karteczce; oceniała to specjalna komisja sanitarna. Nie zdarzało się zbyt często, żeby lokale dostawały najwyższą notę – opowiada Bartłomiej Tambor.
Restauracja Świętokrzyska
– Dobra restauracja działała także w ówczesnym Hotelu Centralnym przy dworcu PKP, ale powiedzmy gwoli ścisłości, że z tymi notami bywało różnie. Zazwyczaj inspekcja znajdowała jakieś braki. Wtedy w miejscowej prasie pisano z naganą, że podobne rzeczy nie powinny się zdarzać w restauracjach pierwszej kategorii.
Zdarzało się też, że o tym, jak nazywa się lokal decydowali klienci. Znajdująca się przy ówczesnej ulicy Buczka (dzisiejszej Paderewskiego) restauracja Jodłowa otrzymała swoją nazwę w drodze konkursu, który został rozpisany wśród mieszkańców Kielc.
Restauracja Jodłowa
W okresie PRL w Kielcach działała niezwykle popularna kawiarnia Biruta, mieszcząca się w charakterystycznym okrągłym budynku przy ulicy Karczówkowskiej. – To było piękne miejsce. Na tamte lata bardzo nowoczesne, jedne z najładniejszych w Polsce – wspomina Marek Fijałkowski.
Życie towarzyskie kwitło również w innych kieleckich kawiarniach. – Kielce miały ich dużo, ale młodzież najczęściej spotykała się w Sołtykach na Rynku i w Klubie Wiedza w WDK. Siadało się, opowiadało, co w szkole i oczywiście podrywało dziewczyny – dodaje Fijałkowski. W okresie letnim działały kawiarnie sezonowe.
– Ciekawie położona była kawiarnia Relaks. Posadowiono ją na skarpie przy kieleckim Zalewie ją i udostępniono na przełomie lat 60. i 70. – opowiada Bartłomiej Tambor.
Powiew luksusu, czyli co począć z homarem…
Marek Fijałkowski wspomina, że w wielu kieleckich lokalach odbywały się dancingi. – Był taki okres, że jednocześnie grano w kilku miejscach. Publiczność mogła wybierać. A było w czym. Gdy jakaś piosenka zajmowała wysokie miejsce na festiwalu w Opolu, następnego dnia musiała być już grana w tutejszych restauracjach. Występowali w nich bardzo dobrzy muzycy – opowiada Fijałkowski. Dodajmy przy okazji, że niektóre przybytki podczas dansingów oferowały też… striptiz.
W okresie powojennym stawiano na polską kuchnię. – Brakowało jednak wykwalifikowanych kucharzy. Bywało, że na osiemnaście działających w mieście restauracji było ich tylko trzech. W miejscowej prasie pojawiały się wówczas opinie, że niektórych dań nie da się jeść. Na przykład kluski ziemniaczane zaklejały usta – wspomina pracownik Muzeum Historii Kielc.
– Bywało też jednak odwrotnie, jak w barze na dworcu kolejowym. Tam przez pewien czas kierownikiem był kucharz, który przed wojną służył na statku Batory.
Po wojnie problemem kieleckich restauracji było też zaopatrzenie. – Niekiedy sprawiało zupełnie nieoczekiwane kłopoty. W 1968 roku Centrala Rybna sprowadziła… homara. Nikt jednak nie wiedział, co z nim zrobić. Trzeba było skorzystać z przedwojennych przepisów, żeby dowiedzieć się, jak go przyrządzić i podać go gościom – opowiada Bartłomiej Tambor.
Herbski czyli mordownia
W Klubie Dziennikarza z powodu palonych papierosów panowała „gęsta” atmosfera. Lokal mieścił się na rogu ulic Kilińskiego (dzisiejsza Mała) i Sienkiewicza. – Generalnie przychodzili tam ludzie z branży, czyli dziennikarze i reporterzy, chociaż pojawiali się też na przykład artyści – opowiada Marek Fijałkowski.
W Teatrze Żeromskiego funkcjonowała Dziurka. – Spotykali się w niej aktorzy, którzy wyskakiwali w czasie prób na kawkę, herbatkę czy drinka. Wieczorami kwitło tam życie towarzysko-artystyczne. Przychodziło bardzo dużo osób, żeby porozmawiać z aktorami. Wstęp do Dziurki był praktycznie otwarty. Próbowano wprowadzić karty wstępu, ale to się nie sprawdziło – wspomina członek zespołu „Arianie”.
Wiele działo się w tak zwanych mordowniach, w których często zdarzały się bójki. W 1970 roku taką opinię miał bar Herbski. – Mieszkańcy bardzo narzekali, że bez przerwy jest tam pijaństwo oraz bezeceństwo. Władze wprowadziły tam w końcu zakaz sprzedaży alkoholu – opowiada pracownik Muzeum Historii Kielc.
– Absolutnie kieleckie restauracje i kawiarnie nie odstawały poziomem od tych w Polsce. Działały one na bardzo wysokim poziomie. Jeśli ktoś mówi, że było inaczej – mija się z prawdą – podsumowuje Marek Fijałkowski.