Dzisiaj przypada Sylwester. Pożegnamy 2020 rok i będziemy myśleć, co nas czeka w czasie kolejnych dwunastu miesięcy. Ale zanim to się stanie, chcielibyśmy zabrać państwa w podróż w czasie i opowiedzieć jak witano Nowy Rok w czasach PRL-u.
W tamtym okresie sylwestra obchodzono jako wyjątkowy i uroczysty wieczór. W ciągu roku było to jedno z wydarzeń towarzyskich, które Polacy mogli świętować. – Prawie aż do upadku komuny nie wolno było obchodzić 3 maja czy 11 listopada. O wielu rzeczach mówiono ukradkiem w gronie rodzinnym. Natomiast jeżeli chodzi o witanie Nowego Roku to władze komunistyczne podkreślały wyjątkowość tego święta. Odbywało się to również w sensie propagandowym. Nie jako w przeciwwadze do świąt Bożego Narodzenia, które w oczywisty sposób były i są kojarzone z wydarzeniem religijnym, rodzinnym – mówi Wit Chamera, znany kielecki wodzirej i konferansjer.
Lokalne gazety „Słowo Ludu” i „Echo Dnia” starały się przygotować swoich czytelników do powitania Nowego Roku. – Były lansowane porady jak pięknie się ubrać czy opisywano co jest modne. Organizowane również różnego rodzaju plebiscyty – zaznacza Wit Chamera.
Polacy, a także kielczanie witali Nowy Rok w bardzo wielu miejscach. – Bawiono się w zakładach pracy. Chemar, Iskra czy KZWM miały swoje domy kultury. Ten ostatni zakład ma do dzisiaj słynną salę Zuga. Przez wiele lat to było bardzo eksponowane miejsce. Inteligencja pracująca, czyli lekarze, prawnicy, dziennikarze czy nauczyciele bawili się w hotelach. Były dwa bardzo popularne bale w hotelu Centralnym, obecnie Grand Hotel i w Bristolu. Tak zwana śmietanka towarzyska – high society, a więc różnego rodzaju niebieskie ptaki, cinkciarze, ale także uczciwie pracująca inicjatywa prywatna bardzo chętnie bawiła się w hotelu Gromada w Cedzynie. To było takie miejsce w którym wypadało być – opisuje Wit Chamera.
Młodzież witała Nowy Rok w domach w czasie prywatek. – Studenci bawili się na dwóch dużych balach. Jeden odbywał się klubie studenckim Pod Krechą. Drugi najpierw w klubie Pająk przy ulicy Krakowskiej, a potem we Wspaku przy Śląskiej – wylicza Wit Chamera. Zabawy zaczynały się około godziny 20 i trwały do rana do 5, 6. – Zwłaszcza w zakładach pracy starano się, żeby udział w zabawach był możliwie szeroki, a ceny przystępne. Inaczej to wyglądało w hotelach, ale tam bawiła się inna klientela – dodaje.
Nowy Rok witano bardzo uroczyście i hucznie. – Wszyscy starali się być dla siebie mili. Dominował nastrój radosnego oczekiwania. Przez okrągły rok naród zaciskał pasa, ale święta i sylwester musiały być na bogato. Stołówki zakładowe oferowały wystawne menu – mówi Wita Chamera. Toast o północy wznoszono radzieckim szampanem Sowietskoje Igristoje.
W czasie sylwestrowej nocy na balach bawiono się przy polskich utworach. – Często już od pewnego momentu wszyscy razem śpiewali i tańczyli. Żelaznym punktem programu było wygłoszenie o północy toastu przez miejscowego kacyka, dyrektora zakładu albo hotelu – opisuje Wit Chamera. Na balach zakładowych ton dobrej zabawie nadawali kaowcy, którzy wcielali się w rolę wodzirejów. – W okresie PRL-u zestaw zabaw i konkursów podlegał ocenie przez odpowiednie gremium, podstawową organizację partyjną czy też dyrektora, który chciał pokazać ludzką twarz ustroju i przy okazji podlansować siebie samego – zaznacza Wit Chamera.
Na balach wybierano królową balu. Zazwyczaj królem zostawał towarzyszący jej partner. – Bywały odstępstwa. Zdarzało się, że osobno wybierano królową i króla. Później tę parę kojarzono, ale to nie cieszyło się takim powodzeniem – opowiada Wit Chamera. I dodaje: – Organizowano na przykład zabawy z balonem. Oczywiście na każdym sylwestrowym balu pojawiały się węże i pociągi. Zdarzało się, że wybierano parę wieczoru, która najpiękniej zatańczyła tango czy walca.
W latach 70.popularna była jeszcze jedna zabawa. – W pewnym momencie osoba prowadząca bal zwracała się do uczestników z zapytaniem, kto z obecnych ma przy sobie jeden grosz. Był on takim synonimem najdrobniejszej monety, która ma zapewnić szczęście – opisuje Wit Chamera.
Do dobrego tonu należało przyniesie czegoś do domu z sylwestrowego balu. – To mógł być kawałek serpentyny czy napompowany balonik. Zabierano nawet korek od butelki, która często stanowiła nagrodę dla królowej balu. To też było trofeum – mówi Wit Chamera.
Przygotowania do sylwestra wśród studentów trwały ponad tydzień. – Klub był spontanicznie przystrajany. Wszyscy chcieli brać w tym udział. W peweksach za bony albo dolary koledzy kupowali spirytus, potem go rozrabiali i robili przepalankę albo wódeczkę. Dziewczyny przygotowały kanapki oraz ciasta. Nad ranem zdarzał się jakiś barszczyk – wspomina Wit Chamera.
W sylwestrową noc w okresie PRL-u nie było zabaw na świeżym powietrzu. – Być może były jakieś wyjątki w miejscowościach wypoczynkowych jak na przykład Zakopane, gdzie często gościła międzynarodowa klientela. Natomiast zabaw na rynku nie było w ogóle. Władza bała się takich spontanicznych sytuacji – zaznacza Wit Chamera.
W Nowy Rok ludzie odsypiali i odpoczywali po trudach nocnych zabaw. – Do dobrego tonu należało pokazać się z jak najlepszej strony, bo to był przecież sylwester – podsumowuje Wit Chamera.