Patrole na każdej mniej i większej ulicy, kilkadziesiąt radiowozów, policjanci po cywilu oraz wyposażeni w tarcze i broń na gumową amunicję. Sobotni Marsz Równości przebiegł bezpiecznie, ale chroniło go pół tysiąca funkcjonariuszy.
– Marsz zabezpieczało około 500 policjantów. Przebiegał on spokojnie. Doszło do jednego drobnego incydentu. Wylegitymowano dwóch mężczyzn którzy według zgłoszenia znieważać mieli symbole narodowe. Teraz będzie w tej sprawie toczone postępowanie – informuje rzecznik policji Kamil Tokarski.
Porządku podczas marszu strzegli nie tylko policjanci ze świętokrzyskiego, ale też z Krakowa. Funkcjonariusze wykorzystywali także drony obserwując paradę z powietrza. Natomiast część policjantów, wyposażona w pałki, tarcze, broń na kule gumowe i kaski szła razem z marszem otaczając go z dwóch stron.
Służby bezpieczeństwa doskonale wiedziały, gdzie mogło dojść do eskalacji i prób zakłóceń przebiegu marszu. W tych miejscach rozstawione były barierki przedzielające środowiska LGBT od kontrmanifestantów oraz dodatkowe kordony policji.
Podczas marszu doszło do kilku niewielkich incydentów. Największy z nich miał miejsce na skrzyżowaniu ulicy Sienkiewicza z Paderewskiego, gdzie zebrały się środowiska narodowe. Krzyczały one w stronę zgromadzenia takie hasła jak: „zakaz pedałowania”, Chłopak, dziewczyna – normalna rodzina” czy „dewianci”. Policjanci włączali jednak syreny w radiowozach i zagłuszali okrzyki kontrmanifestantów.