Przeczytaj także
Czy służby miejskie dobrze zareagowały na nadciągające zagrożenie i skutki weekendowej nawałnicy? Z jednej strony pracownicy jednostek miejskich z samego rana wyruszyli w miasto usuwać szkody, ale z drugiej mieszkańcy Kielc w żaden sposób nie zostali poinformowani najpierw o siejącej spustoszenie burzy, a później o nieprzejezdnych, zalanych ulicach. – Komunikatów o tym, że nadciąga zagrożenie nie było. Pomimo, że tego typu informacje pojawiały się na portalach organizacji społecznych, branżowych, pasjonatów meteorologii. Oni potrafili ostrzegać w środku nocy – mówi ekspert do spraw bezpieczeństwa Sergiusz Parszowski z think tanku Obserwatorium Bezpieczeństwa.
Jak informuje straż pożarna, od niedzieli 14 lipca od godziny 2 w nocy, do 15 lipca do godziny 9, interweniowała ona w powiecie ponad 400 razy (a w samych Kielcach naliczyła ona ponad 150 zdarzeń). Ponadto jeszcze w poniedziałek rano informowano, że do straży cały czas napływają nowe zgłoszenia. Burza przyniosła grad, obalone drzewa, a także zalane ulice. Kielczanie nie otrzymali w sobotę ani alertu RCB, ani żadnej informacji zarówno ze strony Urzędu Miasta oraz Urzędu Wojewódzkiego. Pierwsze komunikaty o skutkach burzy przygotowane przez ratusz pojawiły się dopiero wczesnym przedpołudniem wyłącznie na profilach na Facebooku prezydent Agaty Wojdy oraz Miasta Kielce. Z kolei na oficjalnej stronie Urzędu Miasta w niedzielę nie było żadnej informacji na ten temat.
– Komunikatów o tym, że nadciąga zagrożenie nie było. Pomimo, że tego typu informacje pojawiały się na portalach organizacji społecznych, branżowych, pasjonatów meteorologii. Oni potrafili ostrzegać w środku nocy – przekazuje naszej Sergiusz Parszowski.
POSŁUCHAJ PODCASTU PUNKT12:
Dodaje, że takie miasta jak Kielce mają obowiązek wystosowywać stosowne komunikaty. Jak tłumaczy, przepisy nakazują powołanie i utrzymywanie całodobowego Centrum Zarządzania Kryzysowego. Komórka ma przede wszystkim zajmować się monitorowaniem zagrożenia, wydawaniem komunikatów alarmowych, a także dbać o obieg informacji pomiędzy służbami.
– Jeśli zerkniemy w regulamin organizacyjny Urzędu Miasta, to CZK formalnie jest. W praktyce jego praca ogranicza się do konkretnych godzin od 7:30 do 15:30. Natomiast później jest tylko forma dyżurów pod telefonem alarmowym. Dyżur, który pracownicy realizują z domu, przebywając z rodziną, czy też będąc w innych miejscach. Tak być nie może – mówi Sergiusz Parszowski.
Krytycznie do komunikacji Urzędu Miasta podchodzi też radny Marcin Stępniewski, szef kieleckich struktur PiS. – Tłumaczy, że przez długi czas po burzy część kieleckich ulic nie była w pełni przejezdna ze względu na zalegającą wodę lub połamane drzewa. Jego zdaniem ratusz nie wskazywał tutaj, gdzie konkretnie takie zdarzenia nastąpiły.
Agata Wojda: „Staraliśmy się, żeby komunikacja była w miarę cykliczna”
Zarzuty dotyczące zachowania miejskich służb po burzy odpiera Agata Wojda, prezydent Kielc. – Po ustaniu opadów wszystkie służby ruszyły na teren miasta, żeby zdiagnozować sytuację i obecny stan w zakresie infrastruktury. To były służby związane z MZD, RPZiUK, Wydziałem Klimatu i Środowiska. Objeżdżali całe miasto, żeby sprawdzić, gdzie są najważniejsze potrzeby. Potem mieliśmy już pierwsze diagnozy i służby zostały wysłane w celu usuwania i udrażniania. Dosyć szybko spotkał się także sztab kryzysowy, żeby określić priorytety działania – mówi Agata Wojda.
Wskazuje, że jeszcze przed południem zostały otaśmowane miejsca, gdzie występowało zagrożenie związane z opadającymi gałęziami, czy też osuniętą ziemią przy ulicy Ogrodowej. Uzupełnia, że miasto udostępniało komunikaty dotyczące zakresu bezpieczeństwa i wskazujące, które rejony trzeba omijać. – Staraliśmy się, żeby komunikacja była w miarę cykliczna, w miarę pełna, ale oczywiście mam świadomość, że z pewnością, także w tym obszarze jest coś do poprawy – podsumowała prezydent Kielc.
Poprawa nastąpiła we wtorek rano. Ratusz poinformował na oficjalnej stronie internetowej o popołudniowym i wieczornym zagrożeniu burzowym.
Kielce muszą zacząć od zera
Czy Kielce mogą choć trochę zniwelować skutki nawałnic, które według ekspertów ds. klimatu będą coraz częstszym zjawiskiem? Tak, ale niestety w tej materii mamy bardzo wiele do zrobienia. Sergiusz Parszowski wskazuje, że Kielce powinny już teraz skupić się na zapobieganiu skutkom intensywnych opadów. Chodzi między innymi o identyfikację punktów, które są szczególnie zagrożone zalaniem. W rozmowie z redakcją wspomina o ulicy Żytniej, wymienionej już Bodzentyńskiej, czy też Zielnej.
– Dobrym przykładem jest to, co robi Kopenhaga, która także była “nawiedzana” przez deszcze nawalne. Zaczęli stosować koncepcję “dual use”. Możemy wybudować np. boisko na poziomie chodnika, ale możemy też je wybudować w niecce. Być może koszt inwestycji wzrośnie o kilka procent. Jednak w przypadku nadmiaru wody, gdy naturalnie system kanalizacji nie jest w stanie jej przyjąć, takie miejsce posłuży jako zbiornik retencyjny – wskazuje ekspert.
Inwestycje mają zapobiec rozprzestrzenianiu się wody, a tym samym zalaniu piwnic, samochodów, czy też garaży podziemnych. Ekspert informuje także, że w przypadku omawianych przedsięwzięć przed Kielcami jeszcze długa droga, bo miasto musi zaczynać praktycznie od zera. Potrzebny jest plan gospodarowania wodami opadowymi, będący jednocześnie planem działań inwestycyjnych, który pokaże co w perspektywie kilku lat należy wykonać.
Z kolei Marcin Stępniewski uważa, że na ten moment należy cyklicznie udrażniać kanalizację burzową – Powinna być przy wszelkich inwestycjach wymieniana. Przykładem jest ulica Bodzentyńska, która niedawno została wyremontowana, a prawdopodobnie nic z kanalizacją nie zostało zrobione. Po ostatnich opadach miejsce to było kompletnie zalane wodą – mówi Marcin Stępniewski.