Przeczytaj także
O bezpartyjności, agresywnej kampanii wyborczej i przenoszeniu wojny polsko-polskiej na grunt kieleckiego samorządu rozmawialiśmy z Kamilem Suchańskim – kandydatem na prezydenta miasta z komitetu Suchański Bezpartyjni Koalicja dla Kielc.
Jesteśmy na finiszu kampanii samorządowej. Jak nastroje w Pana komitecie?
Nastroje są bardzo dobre. Cały czas robimy swoje, rozmawiamy z kielczanami, prezentujemy Plan dla Kielc i spotykamy się z bardzo życzliwym i dobrym przyjęciem. Jestem jednak zawiedziony poziomem kampanii prowadzonej przez część kandydatów.
Dlaczego?
Ja i mój komitet staliśmy się obiektem bardzo bezpardonowych ataków. Wytykane, a wręcz wyszydzane są nawet nasze najdrobniejsze potknięcia. Kampania samorządowa, której ideą powinno być przedstawienie swoich pomysłów na uzdrowienie sytuacji miasta, zjechała poziomem gdzieś w okolice politycznych nawalanek znanych z Sejmu. Przenoszenie wojny polsko-polskiej na grunt kampanii w Kielcach budzi mój niesmak i sprzeciw.
Czy nie jest tak, że w wyborczym wyścigu wszystkie chwyty dozwolone?
Moim zdaniem zdecydowanie nie. Bycie politykiem, samorządowcem czy kandydatem na jakiś urząd nie zwalnia z podstawowych zasad kultury i dobrego wychowania. Nie stawia nas wyżej od kogokolwiek ani nie daje mandatu do używania języka, który w innych okolicznościach spotkałby się ze społecznym ostracyzmem i krytyką. Wychodzę z założenia, i takie też polecam moim konkurentom politycznym, że zanim powie się coś złego czy okrutnego o drugim człowieku, dobrze się najpierw zastanowić, czy samemu chciałoby się usłyszeć podobny epitet. To pomaga oddzielić poglądy i czyny od człowieka. Staram się krytykować tylko działania konkretnych osób, a nie te osoby personalnie.
Z czego Pana zdaniem wynika taki, a nie inny obraz tej kampanii?
Cóż, może niektórzy poczuli wiatr w żagle, a może brakuje im merytorycznych argumentów, więc sięgają do najniższych sztuczek i emocji, którymi łatwo „rozhuśtać” nastroje. My jednak na pewno się nie poddamy i będziemy dalej działać na rzecz Kielc. Podchodzę do tego również z pewnego rodzaju satysfakcją: skoro tak atakują, to znaczy, że naprawdę czują silną konkurencę z naszej strony. Wiedzą, że jesteśmy poważnym i groźnym przeciwnikiem, więc zrobią wszystko, by zohydzić nas wyborcom.
Czy Kielce potrzebują bezpartyjnego prezydenta? I jak to jest naprawdę z Pana bezpartyjnością? Wiele zarzutów i krytyki dotyczy tego aspektu.
Nigdy nie byłem członkiem żadnej partii, choć popierały mnie różne środowiska. Nie wstydzę się tego, a raczej jest to powód do dumy – moje hasło to „Prezydent wszystkich kielczan”. Na listach KWW Suchański Bezpartyjni Koalicja dla Kielc zdecydowana większość kandydatów to osoby bezpartyjne. Jesteśmy solą w oku dla większych ugrupowań, bo nasza siła opiera się na łączeniu, a nie polaryzacji. A łączy nas troska o miasto.
Co do pierwszego pytania – tak, uważam, że Kielce potrzebują bezpartyjnego prezydenta. Niezależnego od rozkazów płynących z Warszawy, ale też nieuzależnionego od politycznych zmian na szczytach władzy. Takiego, który będzie mógł rozmawiać z każdym rządem, ale zarazem takiego, który w każdej chwili będzie mógł się sprzeciwić i walczyć o sprawy miasta nie obawiając się o swoją pozycję w partii.
Pana główną kontrkandydatką oraz faworytką w wyścigu po prezydencki fotel jest Agata Wojda z Koalicji Obywatelskiej?
Tak i jest to podręcznikowy przykład osoby, która całe swoje życie zawodowe związała z partią polityczną. Ponadto jest to bliska współpracowniczka Bogdana Wenty, więc wystarczy spojrzeć na ostatnie 5 lat w Kielcach, by wiedzieć, jaka będzie jej prezydentura. To będzie Wenta-bis. Jestem jedynym kandydatem, który, jeśli wejdzie do drugiej tury, będzie miał szansę realnie powalczyć o to miasto i odsunąć Agatę Wojdę od władzy. Mam nadzieję, że uda mi się przekonać do tego wszystkich kielczan, którzy czekają na realne zmiany – a wiem, że takich jest zdecydowana większość.
Dziękuję za rozmowę.