Przeczytaj także
W 2014 roku Rosja dokonała nielegalnej aneksji Krymu, leżącego na terytorium Ukrainy. Od tego czasu napięcie między dwoma państwami cały czas rośnie, czego przykładem jest groźba nadchodzącej wojny. Ze względu na trudną sytuację, wiele osób z Ukrainy przeprowadziło się do Polski, w tym również do Kielc. Jak reagują na obecną sytuację na świecie?
Przypomnijmy, że jeszcze w grudniu 2021 roku Rosja przedstawiła swoje propozycje dotyczące “gwarancji bezpieczeństwa”. Zażądano od USA i państw Zachodu, aby nie rozszerzały NATO na wschód (mowa tutaj przede wszystkim o Ukrainie), domagano się także wycofania infrastruktury Sojuszu Atlantyckiego do stanu z 1997 roku. I choć Moskwa zaprzecza, że może dojść do konfliktu, to jednak przed ukraińską granicą stacjonuje aktualnie ponad 100 tysięcy żołnierzy.
– Uważam, że sytuacja na Ukrainie jest bardzo zła. Wcześniej też było okropnie. Jeszcze kilka lat temu, przebywając w Rosji, nie mogłeś zbyt głośno mówić po ukraińsku. Bo służby mundurowe były w stanie podejść, zadać trochę pytań, a potem nawet zamknąć w więzieniu. Najpierw chcą się dowiedzieć na jakich prawach tutaj jesteś, a potem mówią, że „pójdziemy razem i wszystko wyjaśnimy”. Zwykłe osoby też mogły podejść i pokłócić się z Tobą – mówi ukraiński emigrant, pracujący w jednym z kieleckich lokali.
Informuje jednocześnie o trwającym konflikcie na wschodzie kraju, który toczy się pomiędzy prorosyjskimi separatystami, a ukraińską armią. – Z okupowanych terenów dużo osób przeprowadziło się do centrum państwa. Mam znajomych, którzy rzucili wszystko. Aby tylko nie umrzeć. Na przykład mamy Donbas i te tereny, które są na granicy z Rosją. I tam cały czas trwają walki – twierdzi.
Kolejna osoba potwierdza, że w głębi kraju zagrożenie jest w tej chwili znacznie mniejsze. Jednocześnie odczuwa zaniepokojenie związane z doniesieniami na temat wojny.
– Na Ukrainie mieszkam w Kijowie, a tam sytuacja nie jest tak ciężka. Ponieważ jesteśmy zbyt daleko. Jednak teraz pojawia się dużo informacji, że konflikt rozprzestrzeni się dalej. Ludzie się denerwują, choć ja staram się o tym dużo nie myśleć. Bo przecież nic nie mogę na to poradzić. Jednak nie chcę, żeby do tego doszło. Tam mieszka moja rodzina – mówi jedna z uczennic kieleckiego technikum.
Dodaje przy tym, że nadal stara się patrzeć pozytywnie na mieszkańców Rosji, szczególnie że jej dziadek pochodził z tego kraju. – Dla mnie nie wszyscy ludzie tacy są. Wiele osób z Rosji uważa, że ich rząd postępuje nieprawidłowo. Ale taką mają władzę i nie są w stanie tego zmienić – podkreśla.
Czy planuje powrót do swojej ojczyzny? – Chciałabym tam mieszkać, ponieważ czuję się wtedy jak w domu. Mam tam również dużo przyjaciół. Ale sytuacja z wojną i ekonomiką jest zła. Teraz mogę powiedzieć, że mieszkam już w Polsce, gdzie przebywam od czterech lat. Po studiach chcę znaleźć pracę i przyprowadzić tutaj swoich rodziców – podsumowuje.
Podobnego zdania jest pierwszy rozmówca, który chciałby chociaż na jakiś czas powrócić do swojego prawdziwego domu. Jednocześnie podkreśla dlaczego zdecydował się na wyjazd do Polski.
– Wyprowadziłem się, żeby nie zostać zabranym do armii. To był największy problem. U nas to tak działa, że jeśli nigdzie się nie uczysz, to zabierają Cię do wojska. Gdy uciekałem z Ukrainy, pobór zaczynał się w wieku 20 lat, teraz wystarczy skończyć 18. Gdyby jednak sytuacja w ojczyźnie się poprawiła, to bym chętnie tam wrócił. Troszkę pobył na Ukrainie, gdzieś w Kijowie. Bo zdążyłem się trochę stęsknić. Warunki ekonomiczne nie są tam najlepsze, ale ojczyzna to ojczyzna. A potem bym wrócił do Polski – mówi.