Jeden z naszych czytelników postanowił podzielić się z nami swoją historią, którą przeżył podczas zakażenia koronawirusem. W dość prześmiewczy sposób opisuje całą drogę zakażenia – od wizyty na teście, poprzez kontakt z sanepidem i policją, aż po przygody z obowiązkową aplikacją podczas kwarantanny.
Publikujemy przesłany list do naszej redakcji:
„Zaczęło się od tego, że namiot był pusty. Namiot w Podzamczu Chęcińskim, w którym teoretycznie do godziny dwunastej powinny być pobierane wymazy. Był pusty, bo wiało i panie laborantki zmarzły. Przeniosły się więc do budynku i Kowid musiał przeprowadzić osobne śledztwo w terenie, by ustalić gdzie się schowały. Udało się po kwadransie.
Gdy już Kowid był pewien, że jest dodatni, usiadł i cierpliwie czekał na telefon z Sanepidu. Nie poszło z nim tak łatwo jak z lekarzem rodzinnym, który zadzwonił punktualnie, wypisał leki i był bardzo miły. Kowid czekał na telefon z Sanepidu jeden dzień, drugi, wreszcie trzeci. W końcu instytucja się odezwała i miła pani zapytała o kontakty Kowida z ostatnich dwóch tygodni. Kowid co wiedział, to przekazał, ale potem przypomniał sobie, że miał styczność jeszcze z tym, tamtym i owamtym. Chcąc być przykładnym obywatelem, chciał poinformować o tym Sanepid. Dzwonił jednak jeden dzień, drugi, trzeci, aż wreszcie zrozumiał, że się nie dodzwoni i zrezygnował.
Pierwszego dnia kwarantanny zaczęła Kowida sprawdzać policja. Dzwoniła do niego, więc musiał się im pokazywać przez okno i machać ręką. Kowida zastanawiało jednak, dlaczego policjanci przyjeżdżają regularnie między 9 a 11 przed południem i nigdy później? I czy to oznacza, że po tej godzinie, gdyby tylko chciał, mógł hasać po mieście ile wlezie, bo nikt go nie sprawdzi? Pozostał z tym pytaniem, bo nie chciał indagować policjantów tak zajętych, że pewnego dnia w ogóle nie przyjechali go sprawdzić.
Również pierwszego dnia Kowid otrzymał SMS-a o tym, że ma obowiązek zainstalować sobie aplikację „Kwarantanna”. Zainstalował, bo jest zdyscyplinowanym obywatelem. Aplikacja kazała mu rano i wieczorem robić sobie selfie i wysyłać jej. Robił, choć raz się wkurzył, gdy „Kwarantanna” wybudziła go ze snu o godzinie 22. Przedostatniego dnia odosobnienia postanowił sprawdzić, jak „Kwarantanna” zareaguje na jego niesubordynację i nie posłuchał jej polecenia: nie wysłał zdjęcia. Aplikacja dała mu spokój. Już się więcej nie upominała o selfie.”