Choć nie urodził się w Kielcach, to w historii naszego miasta już zapisał się złotymi zgłoskami. Jego firma zatrudnia blisko dwa tysiące pracowników, a klub PGE VIVE osiąga niewyobrażalne sukcesy. Rozmawiamy z Bertusem Servaasem o jego firmie, klubie i życiu w Kielcach.
Niedługo minie 30 lat od kiedy wprowadził się Pan do Polski. Spodziewał się Pan, że spędzi tutaj tyle czasu?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Była to na pewno dobrze przemyślana decyzja, bo długo rozważaliśmy otwarcie firmy w tym rejonie.Ale nie myślałem wówczas o tym jak długo tu zostanę. Byłem po prostu młody i miałem pomysł na biznes.
Najtrudniejszy moment w Pana firmie to pewnie 2002 rok, gdy spłonęły sortownie i cały towar?
Pod względem emocjonalnym był to bardzo trudny czas. Z drugiej strony tamto wydarzenie dużo mi dało. Nauczyło mnie pokory i tego kto jest moim przyjacielem oraz na kogo mogę liczyć. Dało mi duże życiowe doświadczenie, które później wykorzystałem. Dziś wiem, że najważniejsze jest zdrowie. Nie samą pracą człowiek żyje. Jednocześnie bardzo ważny jest szacunek do ludzi i zaufanie, którego często brakuje w Polsce.
Wtedy pomogli Panu także przedsiębiorcy z założonego przez Pana „Klubu 100”.
Tak, między innymi w budowie tego budynku (rozmawiamy w siedzibie firmy przy ul. Olszewskiego – przyp. red.). Otrzymałem pomoc z wielu stron, bo włączyli się w nią też kibice, a przede wszystkim pracownicy. Byli ze mną, gdy byłem załamany. Pamiętam, gdy poprosili, żebym pojechał kupić towar i maszyny, a oni tu zostaną i będą pracować. Po dwóch tygodniach przyjechałem do firmy i popłakałem się, kiedy zobaczyłem ich pracę. To był bardzo emocjonalny moment. Ale też moment, w którym powiedziałem sobie, że czas wziąć się do pracy i zostawić przeszłość za sobą.
Znajduje Pan czas na takie normalne ludzkie przyjemności mając tak dużą firmę?
Rodzina jest dla mnie numerem jeden. Wystarczy dobrze planować czas. Oczywiście jest go niewiele, bo pochłania go firma i klub. Ale dzięki dobrej komunikacji i wzajemnemu szacunkowi, bo to bardzo ważne, dajemy radę i znajdujemy czas dla siebie. W weekend staram się nie pracować. Trzeba mieć dobrą energię i być pozytywnie nastawionym do świata. Kiedy narzekamy w ciągu doby przez osiem godzin, to tracimy ten czas.
Czuje się Pan kielczaninem, po tak długim czasie spędzonym tutaj?
Ja przede wszystkim czuje się Polakiem. Oczywiście, że czuję się też kielczaninem. Mam tutaj rodzinę i wielu przyjaciół. Jednak nie lubię być przedstawiany jako Polak, Holender czy kielczanin. Czuje się obywatelem świata. Jedyne czego mi brakuje na świecie to wzajemna miłość i życzliwości.
Jak Pan odbiera Kielce i mieszkańców? Cały czas decyduje się Pan inwestować tutaj pieniądze.
To wspaniałe miasto, które cały czas się rozwija. Brakuje mi trochę dialogu, również w sferze biznesowej. Musimy otwierać klimat dla biznesu. Napływ przedsiębiorców pozwoli zasilić miasto wpieniądze. Mam trochę pomysłów, o których rozmawiałem już z prezydentem Wentą. Brakuje mi takiej współpracy dla dobra miasta z każdej strony. Zamiast dialogu często mamy spory, a powinniśmy się jednoczyć w dobrej sprawie. Ja będę zawsze apolityczny, ale chce, żeby wykorzystywano każdy dobry pomysł.
No właśnie, nie ciągnęło Pana nigdy do lokalnej polityki?
Nie (śmiech). Jednak każdego zapraszam do współpracy. Zależy mi na dobrych pomysłach. Zawsze chętnie porozmawiam z osobami z różnych środowisk o tym jak jeszcze lepiej możemy wypromować Kielce. Musimy dyskutować w oparciu o argumenty, a nie emocje. Ja bardzo duże daje temu miastu i nie wstydzę się tego. Często jednak słyszę, że jak mam pieniądze to mogę dawać. Powinniśmy przy tym pamiętać, co miasto czy województwo zyskało dzięki klubowi VIVE Kielce.
A uważa Pan, że kielczanie narzekają?
Zawsze jest tak, że częściej słychać tych, którzy narzekają niż tych szczęśliwych. Boli mnie trochę jak ludzie, którzy są wysoko postawieni narzekają. Na przykład część radnych albo przedsiębiorców. Oni mają wpływ na opinie publiczną i niepotrzebnie szukają winy i atakują innych. Wszyscy kochamy to miasto. Kiedy będziemy szukać wszędzie haków na inne osoby, to nic z tego dobrego nie wyjdzie.
A gdy przyjeżdżają do Pana kontrahenci z innych krajów bądź miast, to gdzie Pan ich zabiera w pierwszej kolejności?
Mamy na pewno coraz więcej dobrych, jakościowych restauracji. Mamy piękną Kadzielnię, czy rozwijające się Targi Kielce. Są tu też świetne tereny leśne, czy Święty Krzyż. Mamy wiele atrakcyjnych miejsc do pokazania i widzę pozytywne reakcje po ludziach, którzy do nas przyjeżdżają.
W 2016 roku miał Pan około 360 milionów przychodów i 20 mln zysku. W wywiadzie dla Forbesa powiedział pan kiedyś, że chciałby osiągnąć przychód na poziomie 1 miliarda w 2021 roku.
Naprawdę tak mówiłem? (śmiech) Tak poważnie, to rozwijamy się. Jednak czasy są coraz trudniejsze, wypłaty są coraz wyższe, trzeba pilnować kosztów. Prowadzenie takiego biznesu nie jest łatwe.Mam bardzo fajną załogę i patrzę pozytywnie w przyszłość.
Z iloma krajami prowadzi Pan rozmowy biznesowe?
Myślę, że około 70 krajów. Logistycznie to bardzo trudne. Mamy teraz prawie dwa tysiące pracowników w samej spółce VIVE Textile Recycling.
Jaki jest według Pana przepis na osiągnięcie sukcesu w biznesie?
Przede wszystkim cierpliwość, podobnie jak w sporcie. Trzeba też rozmawiać z ludźmi i być dwa kroki do przodu. Bardzo ważna jest wizja.
Kiedyś pan powiedział, że przedsiębiorca powinien dbać o lokalną społeczność. Dlatego prowadzi Pan klub?
Właśnie dlatego by dbać o lokalną społeczność. Każdy kto myśli, że w jakiś sposób zarabiam na klubie, jest w błędzie. Mam zawsze bardzo trudne rozmowy z menadżerami, którzy za każdym razem powtarzają, żeby zlikwidować klub, bo generuje same koszty. Ale ja mam w tym cel. Proszę zwrócić uwagę na młodych ludzi. Powinniśmy pomyśleć o ich przyszłości. Zamiast pić alkohol czy zażywać narkotyki, mogą dzięki klubowi uprawiać sport lub obserwować swoich idoli i brać z nich przykład. Chcemy rozwijać miasto i robimy to przez sport. Jestem zadowolony z tego co zrobiliśmy przez te 17 lat, a z drugiej strony zastanawiam się ile jeszcze będę mógł być prezesem klubu.
Zastanawia się Pan nad rezygnacją?!
Zbliżam się do 60-tki i będziemy musieli w następnych latach szukać następców. Bardzo ważna jest energia. Mam jeszcze dużo chęci, ale firma też pochłania sporo mojego czasu. Będzie kiedyś taki moment, kiedy będę musiał coś pożegnać. Ale też szukam osoby, która ma nową energię i może ten klub jeszcze bardziej rozwinąć.