Przeczytaj także
Emigranci z Ukrainy z niepokojem wypowiadają się o konflikcie, który wybuchł o 4 godzinie czasu polskiego. Obawiają się o swoich bliskich, strach budzą też kolejne poczynania wojsk rosyjskich. – Martwię się, bo tata postanowił bronić obwodu kijowskiego, jeśli zajdzie taka potrzeba – mówi jedna z osób. Nastroje panujące na Ukrainie opisuje również mieszkaniec Kielc, który przebywał w objętym wojną kraju.
O trudnych okolicznościach postanowił naszemu portalowi szerzej opowiedzieć emigrant z Ukrainy, który pracuje w Kielcach w jednym z lokali gastronomicznych.
– Sytuacja w kraju jest okropna. Moi rodzice jakiś czas temu wrócili z Czech na Ukrainę i przebywali w miejscowości pod Kijowem. Mieli przyjechać na chwilę, jednak w tej chwili plany musiały się zmienić. Martwię się, bo tata postanowił zostać i bronić obwodu kijowskiego, jeśli zajdzie taka potrzeba. Ja w tej chwili czekam na informację od mamy i brata, którzy uciekają do Lwowa. Chcę się dowiedzieć kiedy dotrą do miasta i czy mogę im w jakiś sposób pomóc. Bo jeśli będą chcieli przyjechać do Polski, to być może będę mógł coś w tej sprawie zrobić – mówi ukraiński emigrant.
Informuje również o sytuacji w Charkowie, gdzie mieszkają rodzice jego znajomej. – Z tego co wiem, to tam zostały zniszczone niektóre wieże telekomunikacyjne. Dlatego połączenie z miastem powoli zanika.
Temat wojny porusza też kolejny Ukrainiec z naszego miasta.
– Jeśli będzie potrzeba, to pojadę bronić swojego kraju. Rosji nie wolno wierzyć, a jeśli Ukraina upadnie to wojna może przenieść się przecież do Polski. Naprawdę ciężko to teraz wszystko wytłumaczyć – tłumaczy.
O swoim powrocie i nastrojach w objętym konfliktem kraju opowiada z kolei mieszkaniec Kielc, który przebywał na Ukrainie.
– W polskich mediach mówi się, że syreny obudziły wszystkich. Ale na przykład w naszym mieście, czyli w Iwano – Frankiwsku, syreny można było usłyszeć dopiero po bombardowaniu. Trzeba też wspomnieć o kolejkach do stacji po paliwo. Ponadto sklepy i supermarkety, które były otwarte, zostały opróżnione. Tam są teraz puste półki. Były także ogromne kolejki do bankomatów, bo ludzie wypłacają swoje pieniądze, wszystko co tylko mają. Mieszkańcy Ukrainy są w grobowych nastrojach. Nie wiedzą co robić – informuje.
– Miałem o tyle szczęścia, tak jak dużo moich znajomych, że zostaliśmy poinformowani przez rodziców i bliskie osoby. Obudzili nas o 6 rano czasu ukraińskiego. Podejrzewam, że pierwszy wybuch w naszej miejscowości nastąpił około godziny 7 – dodaje.
I podsumowuje, że dzięki szybkiemu działaniu do Polski udało mu się dotrzeć już po kilku godzinach. Teraz sytuacja ma wyglądać gorzej, bo kolejka przy granicy potrafi wynieść 6 – 7 kilometrów.
– Było duże zamieszanie. Mnie w pewnym momencie zatrzymało wojsko, ponieważ przeprowadzano jakieś manewry. Po drodze, gdy było miasteczko i stacja benzynowa, to ulice tego miasteczka zostały zakorkowane. Nie było możliwości przejazdu, bo z dwóch stron występowała kolejka po paliwo. Do tego trzeba zaliczyć jeszcze sam ruch samochodowy. Ale powrót poszedł sprawnie. Na granicach bardzo się starali. Natomiast nie wiem jak to teraz działa – twierdzi mieszkaniec Kielc.