Przeczytaj także
Maciej Giemza, motocyklista Orlen Teamu, zajął odległe, 57. miejsce na pierwszym etapie Rajdu Dakar. Piekoszowianin pokazał jednak, że jest coś ważniejszego od ścigania. Na trasie dwa razy pomagał kolegom, którzy zaliczyli upadek, do jednego z nich wezwał helikopter i czekał z nim na jego przylot.
Już na starcie organizatorzy przygotowali dla zawodników długi, bo liczący 532 kilometry etap z Al-Ula do Al Hinakiyah. Odcinek specjalny wyniósł 414 kilometrów. Piekoszowianin wyruszył na niego jako czwarty zawodnik.
Na pierwszym waypointcie na 38 kilometrze był 41. Następnie osunął się nawet do siódmej dziesiątki. Jak się okazało w trakcie odcinka 28-latek dwukrotnie zatrzymywał się, aby pomóc zawodnikom, którzy mieli wypadki. Za pierwszym razem pomógł Joaquimowi Rodriguesowi.
– Tak jak zapowiadał organizator, to był ultra ciężki odcinek. Zresztą najlepiej to pokazuje liczba wypadków na trasie. Na 70. kilometrze zobaczyłem leżącego Joaquima Rodriguesa. On nie za bardzo kontaktował, musiał bardzo mocno uderzyć głową o ziemię, nie odpowiadał na moje pytania. Po jakimś czasie trochę doszedł do siebie, przyjechali jego koledzy z zespołu Hero i powiedzieli, że już się nim zajmą i wezwą helikopter – powiedział Maciej Giemza, cytowany przez Polską Agencję Prasową.
🏍 That’s Dakar spirit 🥰
Several riders stopped to rescue Joaquim Rodrigues after his crash. #Dakar2024 pic.twitter.com/kvv6Rwpk34
— DAKAR RALLY (@dakar) January 6, 2024
W dalszej części rywalizacji Polak zatrzymał się przy Michaelu Docherty’m z RPA, do którego wezwał helikopter i czekał z nim na jego przylot.
– Po kilku minutach ruszyłem dalej, a po tankowaniu widziałem, że zwycięzca prologu Tosha Schareina miał wypadek, ale stał już przy nim Ross Branch. Z kolei na 323. kilometrze wypadek miał jadący przede mną Michael Docherty. W ogóle się nie ruszał, leżał obok motocykla, miał złamany daszek w kasku. Natomiast kontaktował, odpowiadał na pytania, ale miał bardzo duży ból w biodrze. Bardzo cierpiał, dałem mu środki przeciwbólowe, wezwałem helikopter i poczekałem, aż go przejmą lekarze. Nie wiem ile to trwało, zupełnie nie mogę tego ocenić, pewnie góra z 10 minut, ale w takich sytuacjach wtedy ten czas bardzo się dłuży – wyjaśniał motocyklista Orlen Teamu.
Do końca Maciej Giemza jechał równym tempie, przeskakując kolejnych zawodników. Ścigania zakończył na 57. miejscu. Najprawdopodobniej jego wynik będzie zweryfikowany i zostanie odjęty czas poświęcony na pomoc. Na taką prolongatę mógł liczyć zwycięzca Botswańczyk Ross Branch z Hero Motosports Team Rally, do którego piekoszowianin stracił 1 godzinę 33 minuty i 11 sekund.
W niedzielę zawodnicy pokonają 662-kilometrowy etap Al Hinakiyah – Al Dawadimi, odcinek specjalny będzie miał 443 kilometry.
Wypowiedzi: PAP
fot. Orlen Team