
Przeczytaj także
W najbliższy weekend Industria Kielce powalczy o 18 w swojej historii Puchar Polski. Final4 w Kaliszu rozpocznie od sobotniego starcia ze Stalą Mielec, która niedawno przypieczętowała triumf w Lidze Centralnej. W niedzielę fanów szczypiorniaka zapewne czeka kolejna odsłona „Świętej Wojny”.
Industria Kielce przegrała trzy ostatnie finały z odwiecznym rywalem z Płocka. W tych sezonach wiele mówiło się o niekorzystnym terminarzu rozgrywek. Przed rokiem podopiecznym Tałanta Dujszebajewa przyszło walczyć o puchar tuż po morderczym meczu w Magdeburgu w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. W efekcie ledwo ograli Wybrzeże Gdańsk, a później nie mieli szans w walce z wypoczętymi „Nafciarzami”
Związek Piłki Ręcznej w Polsce w końcu poszedł po rozum do głowy i zmienił termin Final4. Wzorem Niemiec odbędzie się w połowie kwietnia, co powinno znacząco podnieść jakość widowiska.
W półfinale Industria Kielce zagra ze Stalą Mielec, która notuje świetny sezon w Lidze Centralnej. Podopieczni Roberta Lisa przypieczętowali już awans do Orlen Superligi. Wygrali 20 z 21 meczów. Ekipa z Podkarpacia pisze również ciekawą historię w pucharowych rozgrywkach. W ćwierćfinale ograła MMTS Kwidzyn, a wcześniej wyeliminowała faworyzowanego KGHM Chrobrego Głogów. Dla niej to pierwszy awans do najlepszej czwórki od 2016 roku. Wówczas w półfinale rozgrywanym na warszawskim Torwarze przegrała z Vive Kielce.
– Musimy dobrze i sumiennie przygotować się do rywala z półfinału. Przestrzegałbym przed większym luzem, myślą, że na pewno wygramy bez większych problemów. Stal po drodze do Kalisza pokonała dobrych rywali, co pokazuje ich potencjał. Wyjazd na Final4 to dla nich nagroda za ostatnie miesiące. Myślę, że po awansie mogą namieszać w Superlidze, bo mają dobrych zawodników z przeszłością w elicie. Czołowe postacie, których nikomu nie trzeba przedstawiać to Denis Wołyncew i Przemysław Mrozowicz. Wcale nie musi być lekko. Na pewno nie będzie tak, że nie będziemy tego przeciwnika nie szanować – tłumaczy Krzysztof Lijewski, drugi trener kieleckiego zespołu.
W drugiej parze Orlen Wisła Płock zmierzy się z Azotami Puławy. Jeśli nie wydarzy się jedna z największych sensacji w ostatnich latach, to w niedzielnym finale, zaplanowanym na godz. 15, dojdzie do kolejnej „Świętej Wojny”, czwartej w tym sezonie. Orlen Wisła wygrała w Superpucharze i w pierwszym spotkaniu ligowym u siebie. W marcowym rewanżu górą była Industria Kielce. Pewne jest, że w Kaliszu czeka nas kolejny zacięty pojedynek.
– Do Kalisza nie jedziemy po to, aby przegrać. To pierwszy z dwóch tytułów, które chcemy zdobyć. Jak to mówi nasz trener: finały są po to, aby je wygrywać. Każdy mecz ma swoją historię. W naszych spotkaniach decydują niuanse. Jeśli pojawi się jakiś nowy schemat, to należy go rozpracować. Trochę już się znamy. Nie zmieniają się trenerzy, zbyt mocno zawodnicy. Możemy zaskoczyć się w jednej albo drugiej akcji – wyjaśnia Arkadiusz Moryto, który wraca do gry po przerwie spowodowanej urazem barku.
– Musi upłynąć jeszcze troszkę czasu, żeby było idealnie. Teraz przez większość czasu nie rzucałem, tylko przechodziłem rehabilitację, głównie na siłowni i gumach oporowych. Ręka potrzebuje jeszcze trochę czasu, bo ruchy są inne niż przy ćwiczeniach. Jestem zawsze gotowy, również do gry na prawym rozegraniu. To kwestia tego, czego będzie chciał ode mnie trener. Jestem w stanie pomóc nawet bez ręki, co starałem się zrobić z Barceloną. Finalnie, wyszło źle. Chcę grać i cieszyć się. Po przerwie wielką frajdę sprawia mi trening z chłopakami, a co dopiero gra – tłumaczył prawoskrzydłowy.
Industria Kielce zagra w Final4 bez kontuzjowanych Alexa Dujszebajewa (przywodziciel uda) i Miłosza Wałacha (żebro). Sobotni półfinał ze Stalą Mielec rozpocznie się o godz. 15.30.