Industria Kielce zakończyła rok pewnym zwycięstwem w Puławach, chociaż po pierwszych 20 minutach przegrywała z tamtejszą drużyną LOTTO. – Wystarczył jeden czas Tałanta Dujszebajewa i zmieniliśmy się w stu procentach – przyznał Piotr Jarosiewicz, skrzydłowy „żółto-biało-niebieskich”.
W ostatnim, pięćdziesiątym meczu w tym roku, Industria Kielce wygrała 46:30. – Na początku graliśmy bramka za bramkę. Po tym, kiedy odskoczyliśmy na trzy gole, kolejne pięć minut totalnie przespaliśmy. Popełniliśmy dużo błędów technicznych, a gospodarze złapali odpowiedni rytm i wyszli na prowadzenie. Zacisnęliśmy nasze szeregi obronne, zaczęliśmy się lepiej poruszać, a z tego uruchomiliśmy kontrataki. Zbudowaliśmy okazałą zaliczkę, której nie wypuściliśmy do końca. Najważniejsze, że zakończyliśmy pojedynek w pełni zdrowia. Teraz będziemy mogli cieszyć się rodzinami i zbliżającymi się świętami – wyjaśniał Krzysztof Lijewski.
Obraz gry zmienił się po czasie wziętym przez Tałanta Dujszebajewa. Po nim jego podopieczni rzucili pięć goli z rzędu. – Pierwsza połowa nie była dobra w naszym wykonaniu. Podeszliśmy zbyt swobodnie do tego starcia. Wystarczył jeden czas i zmieniliśmy się w stu procentach. Po tym, zaczęliśmy grać mocno w obronie i ciągnąć z tego kontry. To zawsze skutkuje wysokim wynikiem w naszej lidze. Takiej drużynie jak nasza nie przystoi remisować lub przegrywać w 20. minucie meczu ligowego – tłumaczył Piotr Jarosiewicz.
Lewoskrzydłowy został przyjęty oklaskami przez publiczność w Puławach, w których grał kilka lat. – Czuję się tutaj jak w domu. Chciałem narzucać sporo bramek, żeby kibice mnie dostrzegli. Lubię tutaj wracać. Mam nadzieję, że w kolejnej rundzie uda mi się przyjechać z rodziną na jakiś ligowy mecz. Spędziłem tutaj osiem sezonów. W Kielcach również czuję się dobrze, ale wiem, że czeka mnie jeszcze dużo nauki. Stąd wyniosłem duże umiejętności, ale Tałant Dujszebajew pokazał mi, że w wieku 28 lat jeszcze nie znam piłki ręcznej – zakończył Piotr Jarosiewicz.







