Korona Kielce zaliczyła słaby początek sezonu. Po czterech rozegranych meczach ma na koncie tylko punkt. – Zespół Kamila Kuzery przegapił szansę na spokojne rozpoczęcie. Od razu jest na „musiku”, ma coś do odrabiania. To nie ułatwia grania – mówi portalowi wKielcach.info Michał Trela, komentator i ekspert Canal+ Sport.
„Żółto-czerwoni” na inaugurację zremisowali u siebie ze Śląskiem Wrocław (1:1). Później przyszły pechowe porażki z ŁKS-em (1:2) i Górnikiem Zabrze (0:1), gdzie kielczanie tracili bramki w doliczonym czasie po dośrodkowaniach z rzutów rożnych. Ostatnio przetrzebiona kontuzjami drużyna Kamila Kuzery uległa Legii w Warszawie 0:1.
– Obawiałem się, że może przyjść taki moment w Koronie. Nie chcę niczego umniejszać drużynie i trenerowi Kuzerze, bo zanotowali świetną rundę wiosenną. Jednak można było odnieść wrażenie, że mecze stykowe, 50 na 50, potrafili trochę siłą woli, trochę szczęściem, przepychać. W piłce nie daje się długo utrzymywać na takim poziomie. Są okresy, gdzie to się odwraca. Zazwyczaj w momencie, kiedy u zawodników pojawia się trochę rozprężenia. Nie mówię, że ktoś odpuszcza, czy komuś się nie chce. Wiosną Korona miała często jeden procent więcej determinacji od rywali, bo miała nóż na gardle, walczyła o wszystko. Teraz gra na podobnym poziomie, ale nie ma punktów. Z ŁKS-em i Górnikiem przyszły porażki w doliczonym czasie. Wiosną pewnie byłoby inaczej – wyjaśnia Michał Trela, którego teksty pojawiają się również na portalu „Weszło”.
Runda wiosenna kosztowała Koronę bardzo dużo. Można odnieść wrażenie, że większość zawodników weszła na swój najwyższy poziom. Spadek, nawet chwilowy, wydaje się normalną rzeczą. W złapaniu odpowiedniego rytmu nie pomagają liczne kontuzje.
– Nie mamy ligi stabilnych drużyn. Większość jest na podobnym poziomie. Jeden, dwa procent słabiej, jeden zawodnik wypadający, delikatna obniżka formy potrafią bardzo mocno zmieniać wyniki i sytuację – zaznacza Michał Trela.
– Obrona Korony prezentuje się całkiem nieźle. Różnicę widać z przodu. Nie ma goli ze strony podstawowego napastnika, czyli Jewgienija Szykawki. Trochę gorzej wyglądają strzały z dystansu Ronaldo Deaconu, podobnie jak dogrania ze stojącej piłki. Biorąc to wszystko pod uwagę, zespół, który jest podobny ma słabsze wyniki. To taki moment. Tylko tak mówiąc sugeruje się, że on przeminie. W Koronie ta faza przyszła w meczach przy wdzięcznym terminarzu. Sezon można było zacząć bardzo dobrze. Śląsk wygrał ostatnio z Lechem, ale nie będzie bił się o czołówkę, ŁKS to beniaminek, Górnik nie jest w dobrej formie. To dało punkt. Te straty trudno odrabiać w starciach z zespołami z czołówki. Oczywiście, każdy może wygrać z każdym, ale Korona przegapiła szansę na spokojne rozpoczęcie. Od razu jest na „musiku”, ma coś do odrabiania. To nie ułatwia grania – wyjaśnia nasz rozmówca.
W nowym sezonie gra drużyny Kamila Kuzery nie wygląda źle. W letnim okresie przygotowawczym na pewno poprawiono zachowania obronne i organizację w fazach przejściowych. Efekt? Korona zajmuje czwarte miejsce pod względem oczekiwanych bramek straconych na mecz. Po czterech pojedynkach ten współczynnik wynosi 0.93. Lepsze notują tylko Piast Gliwice, Legia Warszawa i Raków Częstochowa. Kielczanie stracili jednak pięć goli. Gorzej wygląda temat w ofensywie.
– Wiosną nie zwracało się na to uwagi, ale biorąc pod uwagę statystykę golę oczekiwanych, Korona traciła tam mniej niż powinna. To był ten element szczęścia. Teraz jest bardziej pechowo. Patrząc obiektywnie, kielczanie bronią lepiej. To plus, bo od defensywy zaczyna się wszystko. Ktoś kto ma stabilną obronę, to w naszej lidze – prędzej czy później – zacznie punktować. Jest powód do obaw o ofensywę. To nie jest tak, że Korona strzela mało, ale tworzy dużo sytuacji. Ten problem z kreowaniem jest większy – wyjaśnia Michał Trela.
Korona jest jedyną drużyną w stawce bez zwycięstwa. Niekorzystną serię postara się przełamać w najbliższą niedzielę, kiedy na Suzuki Arenie zagra z zajmującym drugie miejsce Zagłębiem Lubin (godz. 15).
fot. Mateusz Kaleta