Przeczytaj także
– W pierwszej połowie zabrakło nam tylko zdobytej bramki i nikt chyba by nie pomyślał, że ten mecz – za sprawą jednego błędu, jaki się nam przydarzył – tak może się odmienić – powiedział Kamil Kuzera po zremisowanym spotkaniu w Chorzowie.
Po dwutygodniowej przerwie reprezentacyjnej, „żółto-czerwoni” rozegrali słabe spotkanie. O ile w pierwszej połowie mieli przewagę. Często odbierali piłkę jeszcze na połowie Ruchu. Pod polem karnym wykazywali się sporą niedokładnością lub złymi wyborami. Bezpośrednio po przerwie bramkę zdobył Daniel Szczepan i to Ruch przejął inicjatywę. „Żółto-czerwoni” stali się bezradni. W końcówce zaczęli grać chaotycznie do przodu, ale w ostatniej minucie doliczonego czasu zachowali spokój, rozegrali dobrą akcję, która zakończyła się wyrównaniem Miłosza Trojaka.
– Dobrze, że finalnie zdobyliśmy jeden punkt. Ciężko oceniać, czy czuję złość, czy radość. Ruch miał swój sposób na to spotkanie. W pierwszej połowie ofensywną asekurację mieliśmy na wysokim poziomie, potem był błąd i straciliśmy gola. Proste rzeczy mogą skomplikować życie na boisku – powiedział Kamil Kuzera.
– Nie było żadnego lekceważenia rywala. W sytuacji, w jakiej jest Ruch, było naprawdę ciężko odwrócić losy spotkania. Jedna bramka w ekstraklasie potrafi wszystko zmienić, mam teraz bardzo mieszane uczucia. Wiem, że w drużynie jest olbrzymi niedosyt, ale wiem też, że przekujemy to wszystko w dobro – tłumaczył szkoleniowiec kieleckiego zespołu.
Jan Woś, trener Ruchu, przyznał, że w pierwszej połowie jego podopieczni nie mieli zbyt dużo do powiedzenia.
– Bardzo mi przykro z powodu tego, co się stało. W pierwszej połowie nie realizowaliśmy tego, co ustaliliśmy. Przeciwnik był lepszy i nie pozwolił nam na nic. Chcieliśmy zagrać wysokim pressingiem, ale okazało się, że rywale sobie z tym dobrze radzili. My się cofnęliśmy, niczego nie kreowaliśmy i nawet nie byliśmy w stanie odebrać piłki – wyjaśniał szkoleniowiec „Niebieskich”.
W drugiej części Ruch zagrał jednak inaczej, bardziej bezpośrednio. Do tego gospodarze dorzucili bardzo dużo ambicji.
– Znowu w drugiej połowie pokazaliśmy, że potrafimy grać i tworzyć sytuacje. Szkoda, że pomimo kilku kontr, które fajnie nam wychodziły, nie strzeliliśmy drugiej bramki, która bardzo by nam pomogła. Stało się coś przykrego, straciliśmy gola w końcówce i – niestety – nie wygraliśmy spotkania – tłumaczył Jan Woś.
Korona z 17 punktami na koncie zajmuje 14. miejsce. W sobotę, 2 grudnia, zmierzy się u siebie z Lechem Poznań (godz. 20).
wypowiedzi: PAP