Przeczytaj także
Trwający sezon jest niezwykle pechowy dla Industrii Kielce pod względem kontuzji. W poniedziałek z gry na kilka miesięcy wypadł Szymon Sićko. – Cały czas myśli się o tym, co może wydarzyć się gorszego. Co chwilę coś się dzieje, dostajemy kolejne ciosy. To jest z tyłu głowy. Kiedy przychodzi mecz, trzeba stanąć naprzeciw problemom – wyjaśnia Arkadiusz Moryto, prawoskrzydłowy kieleckiego zespołu.
Szymon Sićko uszkodził więzadło właściwe rzepki w lewej nodze podczas wyjazdowego meczu z Corotop Gwardią. Czeka go operacja i długa rehabilitacja, która zajmie od sześciu do dziewięciu miesięcy. To potężne osłabienie, bo reprezentant Polski był kluczowym zawodnikiem w ataku. Kielczanie muszą radzić sobie bez nominalnego lewego rozgrywającego. Hassan Kaddah ma problem z kością śródstopia i również nie zagra już w tym sezonie. Tomasz Gębala dopiero wraca po urazie łydki. Być może zobaczymy go w Aalborgu. On jednak specjalizuje się przede wszystkim w grze obronnej. I nie będzie grał w dłuższym wymiarze po obu stronach.
– Szymon przyzwyczaił nas, że jest niezbędnym zawodnikiem na atakowanej połówce. Zawsze mogliśmy liczyć na jego rzuty z drugiej linii. Nie możemy o nim zapomnieć, ale musimy zmienić myślenie w planie treningowym. Musimy obsadzić tę pozycję innymi graczami. Są zdrowi środkowi rozgrywający, którzy tam mogą zagrać. Żartowaliśmy, że Dylan Nahi też może tam wystąpić. Tylko kto wtedy, będzie na kole. Jest problem z kontuzjami. Zwykle to poważne urazy. Nie będziemy płakać i podłamywać się. Musimy być scaleni. Kontuzja jednego jest potencjalnym szczęściem drugiego gracza. Może teraz na lewym rozegrania odpali Michał Olejniczak. Teraz sprawdza się na środku obrony – tłumaczy Krzysztof Lijewski, drugi trener Industrii Kielce.
W tym sezonie łatwiej jest wymienić zawodników, którzy nie mieli żadnych większych problemów zdrowotnych. Jest ich czterech: Miłosz Wałach, Szymon Wiaderny, Daniel Dujszebajew i Dylan Nahi. W przeszłości mistrz Polski był już przetrzebiony kontuzjami. To pamięta obecny asystent Tałanta Dujszebajewa.
– Był taki sezon, gdzie graliśmy w dziewięciu w Zaporożu. Wygraliśmy. Teraz mamy podobny szpital. Nie możemy załamywać rąk. Mamy dwa wyjścia: albo będziemy szukać winnych albo jeszcze bardziej się scalimy i będziemy walczyć. Każdy z nas wybiera drugą opcję – przekonuje były świetny prawy rozgrywający. On – podobnie jak dyrektor sportowy Michał Jurecki – czasami uczestniczą w treningach. Być może jakimś rozwiązaniem jest zgłoszenie ich do rozgrywek?
– Uczestniczymy w treningach. Zawsze jesteśmy w gotowości do pomocy. Teraz nie mamy jednak licencji i badań lekarskich. Nie wiem, czy w obecnym stanie fizycznym bym je przeszedł. Chłopaki sobie poradzą. Są silni. W ostatnich latach sporo przeżyliśmy w klubie, również pod względem ekonomicznym. Dochodziły kontuzje. To nas nie podłamało. Będziemy walczyć do końca. W tym roku kalendarzowym gramy fajny handball. Zagraliśmy świetnie z Kielem, do 54. minuty z Paryżem. W lidze nie wychodzi źle. Jesteśmy optymistami w tych pochmurnych miesiącach – wyjaśnia Krzysztof Lijewski.
W tym sezonie przez trzy miesiące uraz barku leczył Arkadiusz Moryto, który podobnie jak cała drużyna, mocno przeżył sytuacje związaną z Szymonem Sićką.
– Mnie się upiekło. Szymonowi chyba nie. Ten dzień po jest bardzo trudny. Trzeba go przetrwać, podobnie jak resztę sezonu. Czasami mniej znaczy więcej. Szymonowi życzymy szybkiego powrotu do zdrowia, aby rehabilitacja przebiegła po jego myśli. Mamy jeszcze kilka innych urazów. Oby niebawem szala przechyliła się bardziej na naszą korzyść – tłumaczy Arkadiusz Moryto, który po powrocie na boisko podkreślał, że jego bark nie wrócił jeszcze do pełnej sprawności.
– Bark jeszcze nie wrócił do właściwego poziomu. Jestem zadowolony z tego, że w Opolu ból wystąpił tylko przy dwóch rzutach, a było ich dwanaście. Z Paryżem w pewnym momencie zatrzeszczało. Co jakiś czas jest progres i mogę być pozytywnie podbudowany – tłumaczy prawoskrzydłowy.
Bezcenni przy tych problemach są Dylan Nahi i Michał Olejniczak. Pierwszy momentami prezentuje się na kole tak, jakby to była jego pozycja. Reprezentant Polski odnalazł się na środku obrotny.
– Ten sezon jest dla nas najtrudniejszym od lat. Każdy miał jakieś mikrourazy. Teraz musimy chuchać i dmuchać na zimne. Trzeba pilnować regeneracji, żywienia, takich podstawowych rzeczy – wyjaśnia Michał Olejniczak, który opowiedział również o grze na środku obrony.
– To jest przyspieszony kurs. Musimy jak najszybciej załatać luki. Gra na środku obrony jest ciężkim zadaniem. Polega przede wszystkim na zaufaniu do drugiego i trzeciego obrońcy, którzy stoją obok mnie. Momentami się gubię, ale staram się znaleźć nić porozumienia. Wszystko opiera się na sprawnej komunikacji i przekazywaniu obrotowego. Tu trzeba bronić wszystko: jeden na jeden, rzut z dziewięciu metrów, stawiać blok. Teraz rozumiem Arcioma Karalioka, który denerwował się, kiedy ktoś nie pomagał – tłumaczy zawodnik, który zapewne teraz będzie więcej grał na lewym rozegraniu.
– Przyzwyczaiłem się, że występuję na wielu pozycjach, kiedy trzeba. Grałem na lewym skrzydle, na każdym rozegraniu, na kole. Trzeba odnajdować się w każdej sytuacji – kwituje.
Sytuacja Industrii Kielce powinna delikatnie poprawić się po przerwie reprezentacyjnej. Wtedy z antybiotyków zejdzie Arciom Karaliok, który będzie mógł wrócić na boisko. W końcówce marca do zajęć wróci drugi z kołowych – Nicolas Tournat. Być może do tego czasu wyjaśni się sprawa zawieszonego Benoita Kounkouda.
W najbliższy czwartek Industria Kielce zagra u siebie z Kolstad Handball.