
Magdalena Szczukiewicz, prezes KS Iskry Kielce, zabrała głos po wtorkowym meczu finału Orlen Superligi z Orlenem Wisłą Płock. Odniosła się do ostatniej sytuacji, kiedy w wątpliwych okolicznościach gola zdobył Michał Daszek.
Przez większość wtorkowego spotkania Industria Kielce prowadziła z Orlenem Wisłą Płock. Miała trzy, cztery bramki przewagi. Nawet kiedy rywale łapali kontakt, to podopieczni Tałanta Dujszebajewa uciekali. W 48. minucie prowadzili 24:20. W końcówce Orlen Wisła zagrała jednak koncertowo w obronie. Szybko odrobiła straty i wyszła na prowadzenie. Końcówka była rozgrywana na noże.
14 sekund przed końcem, przy remisie 29:29, Xavier Sabate wziął czas. Zaplanował akcję z wrzutką, co przyznał Damianowi Pechmanowi z TVP Sport. Kielczanie dobrze wybronili akcję i piłka nie dotarła do wskakującego w pole Tomasa Pirocha, a na skrzydło do Michała Daszka. Kapitan „Nafciarzy” zdobył gola po rzucie w krótki ruch. Przed Miłoszem Wałachem… leżeli jednak Tomas Piroch i Igor Karacić.
Sędziowie analizowali tę sytuację na powtórkach. Te pokazują, że Tomas Piroch ląduje w polu bramkowym przed oddaniem rzutu swojego kolegi. Zwykle w takich sytuacjach akcja jest przerywana. Telewizyjny zapis wideo nie pokazuje też faulu Igora Karacicia na Tomasie Pirochu.
Według naszych informacji, sędziowie spotkania: Jakub Jerlecki i Maciej Łabuń ze Szczecina mówili w pomeczowych dyskusjach, że w tej sytuacji dopatrzyli się faulu Igora Karacicia na Tomasie Pirochu. Jeśli tak było, to zgodnie z przepisami… powinni podyktować rzut wolny lub karny.
Orlen Superliga zapowiedziała, że odniesie się do sprawy i wyjaśni tę sytuację. Sprawę w specjalnym komentarzu skomentowała Magdalena Szczukiewicz. Poniżej prezentujemy jego pełną treść.
Bezradność i złość. To uczucia, które towarzyszą mi po kolejnym meczu rozstrzygającym o mistrzostwie Polski. Fantastyczne sportowe widowisko znów zostało odepchnięte w cień przez kontrowersyjną decyzję sędziowską z ostatniej akcji. Rok po roku w kluczowym momencie tak ważnych spotkań, arbitrzy podejmują wątpliwą decyzję po wideoweryfikacji.
Wideo z tej sytuacji obiegło całą handballową Europę, a eksperci wyrażają swoje wątpliwości. Analizując przepisy gry w piłkę ręczną, a konkretnie punkt szósty, dotyczący pola bramkowego z całą stanowczością należy stwierdzić, że gol Michała Daszka nie powinien być uznany. W momencie oddawania przez niego rzutu w polu znajduje się Tomas Piroch, który absorbuję uwagę bramkarza. Jedyną kwestią, którą można rozstrzygnąć to fakt, czy czeski rozgrywający Orlenu Wisły był faulowany przez Igora Karacicia, i czy gospodarzom należał się rzut wolny lub karny.
Znów jako klub czujemy się potężnie skrzywdzeni. Doskonale wiemy, że składanie protestów nie przyniesie żadnych efektów. W ostatnich latach oba kluby miały wiele zastrzeżeń, co do decyzji sędziowskich. Uważam, że takie gabinetowe, formalne zagrywki nie przynoszą niczego dobrego naszej pięknej dyscyplinie. Jako klub zrobiliśmy wszystko, aby rywalizacja o mistrzostwo Polski przebiegała w sposób sportowy. W ostatnim czasie spotykaliśmy się z prezesem Związku Piłki Ręcznej w Polsce Sławomirem Szmalem i prezesem Superligi Piotrem Należytym.
Jako władze klubu uczulaliśmy trenera Tałanta Dujszebajewa i samych zawodników, aby unikali konfrontacji, nieczystych zachowań, żeby skupili się na dobrej grze. Myślę, że ostatnie dwie „Święte Wojny” pokazały, że tak było. Obie drużyny stanęły na wysokości zadania i chcą tworzyć jedne z najlepszych widowisk w Europie. Jesteśmy jednak bezradni, że w kluczowym momencie, w naszym i nie tylko naszym odczuciu, zawiedli sędziowie. Rok temu, po uznanym golu Kiryła Samoiły usłyszeliśmy przeprosiny od delegata. Ale czy to zmieniło przebieg finałowej rywalizacji? Czy ktoś poniósł konsekwencję?
Oczywiście, jesteśmy też źli na siebie, że nie utrzymaliśmy korzystnego wyniku prowadząc większość meczu. Tylko, czy to oznacza, że przed kluczowym momentem musimy prowadzić pięcioma bramkami, aby nie narażać się na błędną decyzję sędziowską? Że to ma być jakieś usprawiedliwienie tego co się stało, drugi rok z rzędu? Nie, tak to nie powinno wyglądać. Doskonale zdaję sobie sprawę, że taki błąd może przydarzyć się też w drugą stronę. I tak, to też będzie krzywdzące. Przepisy i to jedne z podstawowych (6.2.a) mówią wprost, że w sytuacji jaka była w ostatniej akcji bramka nie mogła być uznana i nie jest to kwestia interpretacji przepisów jak często lubimy tłumaczyć w piłce ręcznej. Tym razem nie mogły tego nie pokazać kamery na VR. Jako prezes klubu, nie mogę jednak milczeć. Zwracam się z apelem do władz związku, ligi, aby mocno pochyliły się nad tym problemem i nie chowały głowy w piasek.
Bezpośrednio po zakończeniu spotkania byłam bardzo zdenerwowana. Naturalnym odruchem było to, że chciałam szybko wyjaśnić sytuację z sędziami i z delegatami. Przyznaję, że w rozmowie z nimi podnosiłam głos, ale uważam, że w takim momencie, większość osób zarządzających drużynami sportowymi zachowałoby się podobnie. Emocje wzięły górę, ale nie uważam, aby czymś normalnym było wyprowadzanie mnie z hali przez pięciu ochroniarzy. Oczywiście, jestem gotowa ponieść konsekwencje swojego zachowania, ale jako prezes nie będę stać biernie, kiedy wyrządzana jest krzywda mojej drużynie.
Liczę, że w najbliższych dniach, jeszcze przed drugim spotkaniem uda się odbyć kolejne spotkania z władzami związku i ligi, najlepiej w obecności przedstawicieli Orlen Wisły Płock, aby wyjaśnić takie kontrowersje, aby wyniki kolejnych pojedynków nie były wypaczane, w jedną lub drugą stronę, przez ludzki błąd. Szczególnie w dobie dostępu do systemu VR.