Przeczytaj także
Na początku tego tygodnia obyło się długie, ponad dwugodzinne spotkanie Kamila Kuzery z piłkarzami Korony Kielce. – Jasno wyjaśniliśmy sobie, w jakim kierunku mamy pójść. Takiej Korony jak z Wartą nikt nie chce oglądać – mówi szkoleniowiec „Żółto-Czerwonych”.
W poprzedni piątek Korona przegrała na wyjeździe z bezpośrednim rywalem w tabeli 0:1. W Grodzisku Wielkopolskim kielczanie zaprezentowali się bardzo słabo. Po 28. kolejce osunęli się do strefy spadkowej. Do Puszczy Niepołomice tracą dwa punkty. – Zdajemy sobie sprawę, że nasze oczekiwania były inne, chcieliśmy czegoś innego. Życie napisało inny scenariusz. Trzeba się do tego odnieść i przygotować. Potrzebna jest ogromna wiara w siebie – tak duża jak wiara wszystkich dookoła. Mają ją kibice, prezes, pracownicy klubu. Potrzebna jest widoczna zmiana nastawienia. Moment nie jest łatwy, ale wszystko zależy od nas. Granica błędu jest praktycznie zerowa. Musimy gonić drużyny przed nami – wyjaśnia Kamil Kuzera.
W poniedziałek nie było typowej pomeczowej odprawy. Trener spotkał się najpierw z prezesem Łukaszem Jabłońskim i dyrektorem sportowym Pawłem Golańskim. Później odbył długą rozmowę z zawodnikami.
– Odbyliśmy mocną, rzeczową rozmowę. Nie było krzyków, ale sporo emocji. Od mojej rozmowy z piłkarzami wiele zależało. Nie widziałem u nich spychologii tematu. Oni wiedzą, że umawialiśmy się na coś innego i pewnych rzeczy nie akceptuję. Jasno wyjaśniliśmy sobie w jakim kierunku mamy pójść. Takiej Korony jak z Wartą nikt nie chce oglądać – tłumaczy szkoleniowiec, który nawiązał też do feralnego meczu w Grodzisku Wielkopolskim.
– Interesował mnie jeden aspekt. Całe przygotowanie do meczu, plan, samo wyjście przed jego rozpoczęciem było pod względem energii topowe. Bardziej zastanawiało mnie, jak oni to widzą. Przegrywaliśmy tylko 0:1, a wyglądaliśmy jakby było 0:5. Byliśmy przestraszeni, niepewni własnych możliwości. Nie raz pokazywaliśmy, że mamy spory potencjał i umiejętności. Na dzisiaj musi wyjść na wierzch wiara w siebie. Potrzebna jest zmiana mentalna. Po tej rozmowie jestem spokojniejszy. Nie zauważyłem odpychania tematu od siebie. Czasami bywa tak, że rzeczy są spychane na coś innego np. przygotowanie czy taktykę. Głos zabrała część chłopaków, po której się tego nie spodziewałem. Indywidualnie możemy rozmawiać, ale czasami ważniejsze jest szczerze powiedzenie koledze z zespołu, co mi nie pasuje. To był taki moment, aby odciąć grubą krechą i skupić się na tym, co przed nami.
Z takiej formy spotkania zadowoleni byli również piłkarze.
– Ono różniło się od pozostałych tym, że głos zabrało dużo więcej osób niż dotychczas. Na poprzednich było nas dwóch, trzech lub czterech. Teraz większość drużyny powiedziała, co leży każdemu na sercu, co możemy robić lepiej. Czy to będzie wartość dodana? Nie wiem. Przed Stalą też mieliśmy ciężką i męską rozmowę. Przepchnęliśmy to spotkanie. Czasami musi być nieprzyjemnie. Jesteśmy jednak drużyną. Nikt się nie obraził. Na treningu widział, że złość sportowa jest przelana na boisko. Jeśli tą agresję przełożymy na mecz z Radomiakiem, to będzie dobrze. Musimy pokazać, co potrafimy i jak nam zależy, a nie ładnie mówić – przekonuje Bartosz Kwiecień, obrońca kieleckiego zespołu.
Piątkowy mecz z Radomiakiem na Suzuki Arenie rozpocznie się o godz. 18.