Przed Industrią Kielce ostatni w tym roku mecz Ligi Mistrzów. W środę zagra na wyjeździe OTP-Bank Pickiem Szeged. – To ważne spotkanie dla naszego komfortu psychicznego w przyszłym roku – przyznaje Paweł Paczkowski, rozgrywający „żółto-biało-niebieskich”.
Sytuacja w tabeli grupy A jest bardzo ciekawa. Zespoły są blisko siebie. Na pewno kielczanie spędzą przerwę w rozgrywkach na podium grupy A. Spotkanie na Węgrzech ma jednak olbrzymią wagę. W przypadku zwycięstwa podopieczni Tałanta Dujszebajewa zdecydowanie zwiększą swoje szanse na zajęcie dwóch czołowych miejsc, które gwarantują bezpośredni awans do ćwierćfinału. W przyszłym roku, po mistrzostwach Europy, czeka ich niezwykle trudny finisz i mecze z Kiel, Paryżem, Kolstad oraz Aalborgiem. – W tym sezonie zgubiliśmy bardzo dużo punktów. W nowym roku będziemy mieć najtrudniejszy program końcowy. Na razie skupiamy się jednak na Szeged. Po naszych ostatnich meczach, mamy prawo myśleć o zwycięstwo, ale musimy być bardzo skoncentrowani – mówi Krzysztof Lijewski, drugi trener kieleckiego zespołu.
W ostatnich dwóch spotkaniach: z Eurofarmem Pelister (35:25) i KGHM Chrobrym Głogów (38:28) zdecydowanie lepiej wyglądała gra mistrza Polski w ataku.
– Ostatnie spotkania napawają nas optymizmem. Mieliśmy braki w pewnych elementach handballowego rzemiosła. Dwa poprzednie mecze pokazały, że wracamy na właściwe tory. Wróciła nasza intensywność. Liczymy, że podtrzymamy ją w Segedynie – przekonuje Krzysztof Lijewski.
– Czuć, że powietrze jest lżejsze do oddychania. Odzyskujemy pewność siebie, którą zatraciliśmy. Wygląda to coraz lepiej. Nie zapeszając, jesteśmy na dobrej drodze. Nie byliśmy też na złej, bo nie straciliśmy szans na pierwsze miejsce w grupie. Dalej wszystko zależy od nas – wyjaśnia Paweł Paczkowski.
Pierwsze, październikowe starcie między Industrią Kielce a Pickiem Szeged przyniosło sporo emocji. Długo oscylowało wokół remisu. Po przerwie kielczanie odskoczyli na trzy bramki, ale goście znów ich doszli. Gospodarze kończyli bez Szymona Sićki. Minutę przed końcem wicemistrz Węgier wyszedł na prowadzenie, ale w ostatniej akcji do remisu 27:27 doprowadził Arkadiusz Moryto. Po tym spotkaniu Pick zaliczył trzy kolejne wygrane. Jego dobra seria zakończyła się przed tygodniem w Zagrzebiu. Zespół z Węgier przegrał 25:30 – mimo, że do gry po urazie wrócił jeden z jego najlepszych graczy – Bence Banhidi.
– Szeged jest bardzo mocny fizycznie. To ich największa siła. Czwórka w obronie ma pół tony. Na pewno nie możemy przeciwstawiać się im fizycznością. Nie mamy na to szans. Musimy być szybcy i sprytni w ataku, ale też zimnokrwiści w sytuacjach rzutowych. To był kamień w naszym bucie. Czasami przyda się też pragmatyzm, kiedy nie zdobędziemy gola po szybkim ataku – tłumaczy Krzysztof Lijewski.
– Oni niewiele robiąc, mogą sporo zrobić. Przez swoje warunki, mają optyczną przewagę. To ich cecha charakterystyczna. Mają ścianę w defensywie – mówi Paweł Paczkowski.
Pick – mimo, że posiada w swoich szeregach klasowych zawodników – nie zagrał jeszcze nigdy w Final4 Ligi Mistrzów. Jak przyznają przedstawiciele Industrii Kielce, ten klub jest groźny dla każdego.
– To dziwny zespół, bo z jednej strony mają świetnych zawodników, ale wyniki nie do końca się z tym pokrywają. Oczywiście, wygrali dwa mistrzostwa Węgier, ale nie mają sukcesów w Europie. Mają wiele indywidualności. Jeśli każdy z nich wzniesie się na szczyt swoich możliwości, to mogą wygrać ze wszystkimi. Ale też mogą przegrać zdecydowanie z Zagrzebiem. Na pewno chcą grać o więcej – kwituje Paweł Paczkowski.
Środowy mecz w Segedynie rozpocznie się o godz. 18.45.
fot. Anna Benicewicz-Miazga, Patryk Ptak