Przeczytaj także
Paweł Paczkowski wrócił do gry po czwartej poważnej kontuzji kolana. – Z jednej strony mam doświadczenie w tej materii. Z drugiej, tylko raz zrywa się czwarty raz – mówi prawy rozgrywający.
Były reprezentant Polski jest jednym z największych pechowców w handballowym świecie, ale też walczaków. Cztery razy zrywał więzadło krzyżowe (miał uszkodzone oba kolana), ale zawsze wracał do gry. W październiku poprzedniego roku uszkodził lewą nogę podczas meczu Super Globe z brazylijskim Taubate.
Powrót do gry zajął mu 11 miesięcy. Od kilku serii Tałant Dujszebajew może liczyć na niego w Orlen Superlidze. Niedawno, w Piotrkowie Trybunalskim, zdobył osiem bramek i trafił do „siódemki” kolejki.
– Czuję się dobrze. Zaliczyłem kilka meczów, kilka bramek, ale też błędów. Mam pełny przegląd. Z każdym spotkaniem, z treningu na trening, jest coraz lepiej. To przełoży się na pewność, ale też dawaną jakość – wyjaśnia Paweł Paczkowski.
Z chwilą odniesienia kolejnego poważnego urazu 30-latek doskonale wiedział, co czeka go w kolejnych miesiącach wymagającej rehabilitacji.
– Na wszystko można patrzeć wielowątkowo. Z jednej strony, niestety, mam duże doświadczenie w tej materii. Z drugiej, tylko raz zrywa się więzadła czwarty raz. Nie mam doświadczenia, jak zachowywać się przy każdym kolejnym razie. Wiedziałem z czym to się je, ale też pojawiały się nowe rzeczy, z którymi musiałem się mierzyć – tłumaczy leworęczny zawodnik.
Paweł Paczkowski robi wszystko, aby nie dopuścić do kolejnego urazu.
– Nie mogę myśleć, że coś się może stać, ale też trzeba zdawać sobie sprawę, że do czegoś może dojść. Nie chcę jednak przyciągać złych myśli. Muszę jednak pamiętać, że jestem w grupie zwiększonego ryzyka. Pracuje nad tym na bieżąco, aby to zminimalizować.
W najbliższych czterech-sześciu tygodniach mistrz Polski musi radzić sobie bez Alexa Dujszebajewa. Kapitan zespołu uszkodził mięsień dwugłowy uda. To oznacza, że na parkiecie częściej będziemy obserwować Pawła Paczkowskiego.
– Cieszę się, że będzie więcej grania dla mnie, ale nie cieszę się, że nie będzie Alexa. To nieszczęście dla całej drużyny, bo wiemy jakiego kalibru to zawodnik i jakie ma dla nas znaczenie. Z automatu spoczywa na mnie większa odpowiedzialność. Jestem na to gotowy – tłumaczy.
Czy czuje się już na siłach, aby zagrać w Lidze Mistrzów.
– To kwestia tego, jak będę czuł się w meczach ligowych. Superliga a Liga Mistrzów to dwa różne światy. Garnę się do gry, ale potrzebuje jeszcze trochę czasu – kwituje.
W piątek Industria Kielce zagra w Ostrowie Wielkopolskim.
fot. Anna Benicewicz-Miazga