Przeczytaj także
Paweł Paczkowski długo czekał na powrót do gry. Po kilku spotkaniach znów musi pauzować. Tym razem nie tak długo. Boczny rozgrywający był gościem naszego podcastu „Sport wKielcach”. Porozmawialiśmy z nim o ostatnich spotkaniu w Kilonii, tym nadchodzącym z Szeged, ale większą część poświęciliśmy wątkowi powrotu do gry po kolejnej poważnej kontuzji.
31-latek zmaga się obecnie z urazem mięśnia przywodziciela uda. – Nie stało się nic poważnego. Potrzebuję tylko trochę czasu. Zdarza się to po powrocie po poważniejszym urazie, kiedy długo odciążamy jedną kończynę. Organizm działał inaczej. Patrząc pozytywnie, jest szczęście, że to tylko nadciągnięcie – mówi zawodnik.
Industria Kielce musi radzić sobie bez nominalnego prawego rozgrywającego. Alex Dujszebajew leczy uraz mięśnia dwugłowego uda. Do gry zapewne wróci dopiero na Super Globe. W pierwszym spotkaniu bez niego w Lidze Mistrzów Industria Kielce przegrała na wyjeździe z THW Kiel 31:35. Pierwsza połowa była bardzo dobra. W drugiej różnicę zrobił bramkarz gospodarzy, a także ich szersza ławka.
– Zabrakło trochę chłodnej głowy. Po słabszym początku drugiej połowy chcieliśmy nadrobić straty w jednej akcji. Czasami przynosi to odwrotny skutek. Robiliśmy pewne rzeczy za szybko. Zamiast przegrywać dwiema bramkami, przegrywaliśmy czterema. Przy takim zespole jak Kiel to jest olbrzymia różnica – tłumaczy Paweł Paczkowski.
Po czterech kolejkach kielczanie mają na koncie dwie porażki. Nie mogą pozwolić sobie już na potknięcia, szczególnie przed własną publicznością. W czwartek podejmą Pick Szeged, który po 10 latach rozstał się z Juanem Carlosem Pastorem. W tym sezonie wicemistrz Węgier zdecydował się na tymczasowe rozwiązanie. Prowadzi go dotychczasowy szkoleniowiec drużyny U21 – Kristrian Karpati. W przyszłym roku na ławce zasiądzie Szwed Michael Apelgren z Savehof.
– Szeged przeszło pewną przebudowę. Wiadomo, kim dla tej drużyny był Juan Carlos Pastor. Dla nich jest to rewolucja. On był tam bardzo długo. Było po nich widać, że są zmęczeni. Teraz mają mniej doświadczonego szkoleniowca, który mógł wnieść powiew świeżości. Co prawda, nie widać tego w ich poczynaniach taktycznych. To raczej kontynuacja. Dla nas każde spotkanie jest bardzo ważne, bo zgubiliśmy już trochę punktów. Szeged ma kapitalny skład. Wiemy, że w poprzednim meczu zatrzymał ich bramkarz. Wynik z Kolstad wygląda druzgocąco (porażka 24:37 – przyp. red.). Oni przyjadą, aby zmazać tę plamę. Będą mieć spokojną głowę, bo to my jesteśmy faworytem u siebie – tłumaczy Paweł Paczkowski.
Prawy rozgrywający przeszedł w ostatnich miesiącach długą walkę o powrót do gry. Kolejną w karierze. Po raz czwarty odbudowywał się po zerwaniu więzadeł w kolanie.
– Skłamałbym, gdybym powiedział, że było łatwo. Po raz kolejny przyszło mi przechodzić przez to samo. Perspektywa zawsze jest mglista, bo nigdy do końca nie wie się, czy wróci się do profesjonalnego uprawiania sportu. Pierwszy miesiąc był bardzo ciężki. Kiedy zdecydowałem się wrócić do piłki ręcznej, to robiłem to na sto procent. Dokładałem do tego większą intensywność – wyjaśnia zawodnik, który podzielił się perspektywą na bieżące wydarzenia w klubie w okresie rekonwalescencji.
– Jest ciężko obserwować treningi kolegów, nie móc uczestniczyć w zajęciach i meczach. Im dalej w las, tym trudniej. Jeśli czegoś nie stracisz, to nie docenisz. Piłce ręcznej poświęcamy całe życie. Mamy świadomość, że jesteśmy w większej grupie ryzyka w zakresie kontuzji. Wszystko może skończyć się bardzo szybko. To normalne, nie ma w tym nic rewolucyjnego. Ktoś może powiedzieć, że mam 28-29 lat, pogram jeszcze sześć, siedem sezonów. To jest tu i teraz. Kiedy masz uraz, to doceniasz to wszystko mocniej.
Kontrakt Pawła Paczkowskiego z Industrią Kielce wygasa z końcem sezonu. Wątpliwe, że zostanie przedłużony. Leworęczny szczypiornista dobrymi występami może zapewnić sobie jednak umowę w innym miejscu.
– Mimo, że niedawno wróciłem to nie mam czasu, żeby się adaptować, żeby popełniać błędy. Życie jest brutalne. Muszę udowadniać, że jestem przydatny, aby ktoś chciał mnie zatrudnić. Mam jednak takie podejście, że przede wszystkim cieszę się, że gram w piłkę ręczną. Jeśli, odpukać, stanie się coś, przez co nie będę mógł tego zrobić, lub nie znajdzie się pracodawca, to nic się nie stanie. Życie toczy się dalej, a ono jest piękne – mówi Paweł Paczkowski.
Były reprezentant Polski w okresie leczenia urazu dobrze odnalazł się w roli eksperta telewizyjnego. Przed kamerą widać u niego duży luz.
– Pamiętam moje pierwsze spotkanie z telewizją. To było na turnieju w Brodnicy, podczas gry w Świeciu. Pan, który przeprowadzał ze mną wywiad wstrzymał go i powiedział: „nie stresuj się, jesteś bardzo sztywny, musisz odpowiadać pełnymi zdaniami”. Posłuchałem się i chyba od tego momentu poczułem swobodę przed kamerą i mikrofonem. Sprawia mi to dużą przyjemność. Doceniam komentatorów, którzy muszą zachować maksymalną koncentrację przez cały pojedynek. Nie ma czasu na odpoczynek i rozluźnienie – wyjaśnia, choć podkreśla, że musi ważyć słowa.
– Jestem dalej zawodnikiem. Jeśli wytknę błąd, to karma szybko wróci. Sam je robię. Wielu osobom coś może się nie spodobać. Ja do tego nie przykładam dużej wagi. Muszę być uczciwy w stosunku do ludzi, z którymi gram, ale też siebie. Jeśli komentuje spotkanie reprezentacji, a mój kolega popełni błąd, to muszę o tym powiedzieć, ale też nie mogę przesadzić. Nie mogę przekraczać pewnych granic. Staram się podchodzić do wielu rzeczy wieloaspektowo. Są dwie strony medalu. Błędy często są złożone. Z mojej perspektywy, nie można obarczać jednego zawodnika o porażkę, kiedy nie wykorzystał karnego w ostatniej akcji. Przecież wcześniej inni też je robią – tłumaczył popularny „Paczas”.
Całą rozmowę z rozgrywającym Industrii Kielce można posłuchać poniżej.