Zieliński: Przypilnowaliśmy awansu, oszczędzając kilku zawodników - wKielcach.info - najważniejsze wiadomości z Kielc

Zieliński: Przypilnowaliśmy awansu, oszczędzając kilku zawodników

Przeczytaj także

– Pierwsze 30 minut to nasza zdecydowana dominacja. Niepotrzebnie zdjęliśmy nogę z gazu i daliśmy tej dobrej młodzieży możliwość rozpędzenia się – powiedział Jacek Zieliński, trener Korony Kielce, po awansie do 1/8 finału Pucharu Polski.

W środowe, wczesne popołudnie „żółto-czerwoni” pokonali we Wronkach trzecioligowe rezerwy Lecha Poznań 3:1. Zaliczyli bardzo mocne 30 minut, podczas których ułożyli przebieg rywalizacji. Dwa gole strzelił Jewgienij Szykawka, a jednego Denny Trejo. W końcówce honorowe trafienie dla gospodarzy zanotował Filip Warciarek. – Mecze pucharowe to trochę inna bajka, jeśli chodzi o strukturę rozgrywek i dramaturgię. Liczy się przede wszystkim awans. Przypilnowaliśmy tego, oszczędzając też kilku zawodników. To spotkanie miało różne fazy. Pierwsze 30 minut to nasza zdecydowana dominacja. Niepotrzebnie zdjęliśmy nogę z gazu i daliśmy tej dobrej młodzieży możliwość rozpędzenia się. Sami stworzyliśmy sobie kilka problemów. Musimy wyciągnąć wnioski z popełnionych błędów, bo to może nas słono kosztować w przyszłości – tłumaczył Jacek Zieliński.

Pierwsze gole w sezonie zdobył Jewgienij Szykawka. Biorąc pod uwagę występy w klubie i reprezentacji, Białorusin czekał na trafienie w tym sezonie 1001 minut. – Jestem zadowolony z bramek. Już nieraz mówiłem, że najważniejsza jest praca dla zespołu. Nie zmieniam swojego podejścia. Jeśli dojdą do tego liczby z mojej strony, to jeszcze lepiej – powiedział Jewgienij Szykawka, który w środę grał z opaską kapitana.

Białorusin przyznał, że wysokie prowadzenie nieco rozluźniło kielczan. – Zaliczyliśmy bardzo dobry początek. Mocno siedliśmy na przeciwnika. Odbieraliśmy dużo piłek, mieliśmy dobre okazje. Później zdecydowała już psychologia. Graliśmy luźniej, bo wiedzieliśmy, że wszystko jest pod kontrolą. Oni nie mieli nic do stracenie. Poszli mocniej do przodu. Dobrze operowali piłką. To utalentowani zawodnicy, którzy mają spory potencjał. Oni mają przed sobą całe piłkarskie życie. Życzę ich powodzenia – wyjaśniał.

Drugie spotkanie w oficjalnym meczu Korony zagrał Bartłomiej Smolarczyk. 21-latek pokazał się z dobrej strony.

– Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że w meczu z niżej notowanym rywalem możemy wygrać tylko jedną rzecz, czyli awans. Chcieliśmy uniknąć potknięcia. Graliśmy z młodymi piłkarzami. Wykonaliśmy zadanie. Zabiliśmy spotkanie w pierwszych 30 minutach. Potem oddaliśmy im pole gry. Najważniejszy jest rezultat końcowy – tłumaczył Bartłomiej Smolarczyk.

– W przerwie byliśmy na siebie źli, że daliśmy się zdominować w ostatnim kwadransie pierwszej połowy. Siłą rzeczy, kiedy zdobywa się trzy bramki, z tyłu głowy, jest poczucie większego luzu. To nie może przełożyć się na aż taką zniżkę formy. W drugiej połowie Lech miał większe posiadanie piłki, ale nie przekładało się to na stuprocentowe sytuacje. Nie daliśmy mu poczuć, że może wrócić do meczu – wyjaśniał stoper, który w pierwszej połowie sprokurował rzut karny, zagrywając piłkę ręką. Jedenastkę wybronił Rafał Mamla.

– To była taka sytuacja, gdzie ciężko było zareagować. Są dwie ręce, nie mogłem ich schować przy tak mocno zagranej piłce. Nie zdążyłem ich schować. Wielkie brawa należą się Rafałowi Mamli za jego interwencję – zakończył.

Korona pozna swojego rywala w poniedziałek. Tego samego dnia o godz. 18 zagra na wyjeździe z GKS-em Katowice.

Przeczytaj także