"Każdy ma swój Mount Everest" [ROZMOWA] - wKielcach.info - najważniejsze wiadomości z Kielc

„Każdy ma swój Mount Everest” [ROZMOWA]

Przeczytaj także

O zimowym wejściu na K2 przez Nepalczyków oraz o zdobywaniu wysokich gór rozmawiamy z Kamilem Suchańskim. Kielecki polityk, ale też przedsiębiorca i społecznik ma na swoim koncie m.in. wejście na Mount Everest oraz inne najwyższe szczyty na całym świecie. 

Nie uważasz, że to trochę chichot historii, że K2 zdobyli Nepalczycy, którzy zawsze pomagali innym nacjom w zdobywaniu szczytów?

Uważam, że to byli ludzie, którzy przez wiele lat nie byli wyposażeni w odpowiedni sprzęt czy środki finansowe. Obecnie zbudowali swoją pozycję prowadząc świetne firmy, które pomagają wielu ludziom w logistyce wypraw. Zdobycie przez nich K2 zimą nie jest to dla mnie zaskoczeniem, choć nie sądziłem, że zrobią to aż w tak okazały sposób. Bo pamiętajmy, że szczyt zdobyło 10 osób. Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale nie pamiętam, żeby jakikolwiek ośmiotysięcznik był zdobyty zimą w tak dużym zespole. To wielka sprawa dla Nepalczyków i fajnie, że ludzie, którzy pomagali innym teraz sami osiągnęli zasłużony sukces.

Bliżej Ci do słów Adama Bieleckiego, który początkowo uważał, że gra toczy się dalej, bo Szerpowie wchodzili z butlami tlenowymi czy Krzysztofa Wielickiego, który z kolei mówi, że to nie ma znaczenia?

Trochę mnie zaskoczyła wypowiedź Adama Bieleckiego i uważam, że jest nie fair. Powinniśmy docenić sukces nepalskich wspinaczy i przestać oceniać ich tylko jako Szerpów, czyli pomocników. Prawda jest taka, że wiele sukcesów, w tym polskich, nie byłoby bez nich możliwe. Nie jest to żadną ujmą, że Nepalczycy wchodzili z tlenem. [ostatecznie okazało się, że Nirmal Purja wszedł bez butli – przyp. red.] Gdybyśmy chcieli kwestionować zdobywanie szczytów w tlenie, to musielibyśmy wrócić do dorobku Jerzego Kukuczki, który też korzystał z tlenu. Deprecjonujemy w ten sposób chociażby pierwsze wejście zimowe na Mount Everest przez Polaków. Zawsze można zrobić coś w lepszym stylu, szybciej, bez tlenu itp., ale jakby nie patrzeć nikt przed nimi nie był na szczycie K2 w zimie przed nimi. Doceńmy to.

Uważasz, że tlen to pewnego rodzaju doping?

Jeśli tak popatrzymy, to właściwie cały nasz himalaizm działał na dopingu. Z tlenu korzystali Krzysztof Wielicki czy Jerzy Kukuczka. Nie depczmy swojej pięknej historii himalaizmu. Pamiętajmy, że butla z tlenem nie działa jak skafander kosmonauty, a teoretycznie jedynie obniża wysokość o około 1000-1500 metrów. Przykładowo, jeśli zabralibyśmy teraz losowego mieszkańca Kielc helikopterem i wysadzili na poziomie 7000 metrów z butlą tlenową, czyli teoretycznie odczuwałby około 6000 metrów wysokości, to myślę, że w ciągu 20 minut mielibyśmy do czynienia ze zgonem. Tlen nie zapewni stu procent energii.

Czym są dla Ciebie góry i po co je zdobywasz?

Kiedyś ktoś powiedział, że góry zdobywa się po to, bo są. Trochę w tym prawdy jest. Urodziłem się w 1977 roku, czyli akurat w okresie największych sukcesów Polaków w Himalajach. Zapewne miało to na mnie duży wpływ. Pamiętam, gdy byłem dzieckiem, mama zabrała mnie w Gorce. Dla mnie jednak nie były to prawdziwe góry, bo nie miały skał. No i zamiast miłego tygodnia odpoczynku, był cały tydzień płaczu. Zdobywanie szczytów to mierzenie się ze swoimi słabościami. Człowiek udowadnia sobie, że jest zdolny do podjęcia pewnego trudu. To jest tak jakby ktoś zapytał czemu ludzie biegają maratony albo uprawiają inny sport? Chcą się realizować i wyznaczać kolejne cele. Można powiedzieć, że każdy ma swój Everest, czyli cel.

Zdobycie Mount Everest to Twój największy sukces?

W zakresie moich wypraw, to bez wątpienia tak. Kiedyś wymyśliłem sobie projekt polegający na zdobyciu korony kontynentalnej, czyli najwyższych szczytów na wszystkich kontynentach. Siedem do dziewięciu szczytów – zależy jak liczyć. Do jej zdobycia brakuje mi najwyższej góry w Ameryce Północnej – Denali, która znajduje się na Alasce.

Dlaczego jeszcze jej nie zdobyłeś?

Planowałem to zrobić w 2017 roku, ale wtedy nie udało się z przyczyn technicznych. W 2018 roku wszedłem na Mount Everest, a w 2019 roku miałem zbyt dużo obowiązków w Radzie Miasta i związanych z moją działalnością gospodarczą. Planowałem w 2020 roku, ale przyszła pandemia. Mam nadzieję, że uda się w tym roku.

Jak należy przygotowywać się do zdobywania wysokich gór?

Nawet osoba o bardzo dobrej sprawności fizycznej nie zdobędzie ot tak, takiej góry jak Mount Everest. Góry trzeba zdobywać sukcesywnie, aby nabrać doświadczenia. Na pewno nikomu, kto chce zacząć chodzić po górach nie polecam wchodzić od razu na szczyty o wysokości 7000 czy 8000 metrów. Z dnia na dzień można wejść na Łysicę. Ważna jest kondycja, zarówno fizyczna jak i psychiczna. Taka wyprawa np. na Everest to ponad 40 dni przebywania w specyficznych warunkach ciśnieniowych, temperaturowych czy sanitarnych. Jeśli ktoś chce chodzić po górach wysokich, to warto zmierzyć się wcześniej z Kilimandżaro, na którym można sprawdzić, jak reaguje nasz organizm na wysokość i jak szybko się aklimatyzuje. Przeważnie dobra organizacja wyprawy na tej górze sprawia, że zdobywca-turysta może iść w zasadzie tylko z „aparatem fotograficznym”. Jeśli myślimy o chodzeniu po wysokich górach, zacznijmy od tych, gdzie nie będziemy o niczym innym myśleć poza swoją fizycznością i psychiką. To tak czy inaczej będzie dla większości ekstremalny wysiłek.

Co i jak się je w górach?

To dość skomplikowana materia, ale generalnie wszystko. Apetyt w górach jest trochę barometrem naszych możliwości, jeśli ktoś podczas wyprawy na Kilimandżaro (5895m), w któreś z baz nie ma apetytu, to szanse jego na zdobycie szczytu radykalnie spadają. Na Everest w wysuniętej bazie (ABC) na 6200 metrów, w której po aklimatyzacji, względnie normalnie się śpi i funkcjonuje. Można jeść w zasadzie wszystko, ale raczej pokarmy lekkostrawne. Czym wyżej tym lepiej jeść mniej błonnika. W górach można jeść bardzo dużo. Przy tak ekstremalnym wysiłku i tak się chudnie. Jest przyspieszony puls, mało tlenu, każdy ruch to duży wydatek energetyczny. Niektóre osoby z mojego zespołu po wyprawie schudli ponad 25 kilogramów, pomimo tego, że pili słodzone napoje i jedli garściami słodycze. Wraz z wysokością organizm potrzebuje więcej kalorii,  na same tylko podstawowe procesy niż podczas aktywności na poziomie morza. Trzeba pamiętać o tym, aby się odpowiednio i często nawadniać. Ważne, żeby nie pić tylko samej przegotowanej wody, a pić ją z dodatkami – ja polecam napar z suszonych owoców.

Zdarza się alkohol?

Zdarzył się, ale mówimy o symbolicznych ilościach. Podczas wyprawy na Mount Everest w dniu moich 41 urodzin byłem w Camp I na 7000 metrów. Alkohol i wysokie góry nie chodzą w parze i spożywanie go może skończyć się tragicznie.

Bywały niebezpieczne momenty podczas wchodzenia, gdy poczułeś, że zagrożone jest Twoje życie?

Nie, raczej nie. Kiedyś potknąłem się o własnego raka, ale byłem w asekuracji, także wszystko skończyło się dobrze. Natomiast miałem raz niebezpieczną sytuację, gdy poszedłem sam szlakiem na wysokości około 6200 metrów. To była znana mi wcześniej droga. Poszedłem za potrzebą fizjologiczną, oddaliłem się kilkadziesiąt metrów i choć mam bardzo dobrą orientację w terenie tym razem nieźle pobłądziłem. Mój błąd polegał na tym, że nie wziąłem pod uwagę znacznego zmęczenia organizmu spowodowanego przebywaniem na wysokości ponad 6000 m przez okres prawie tygodnia. To też przestroga dla innych.

Czy w górach jesteś odcięty od dóbr cywilizacyjnych?

To zależy, gdzie. Mount Blanc, Elbrus czy Kilimandżaro to kilkudniowe wyprawy, na których przez większość czasu jest nawet zasięg telefonów komórkowych. Najbardziej odcięty od świata byłem oczywiście na Antarktydzie. Tam jest pozostaje tylko telefon satelitarny i to jednej sieci, a o Internecie można w zasadzie zapomnieć.

A potrzeby fizjologiczne?

Na Mount Blanc czy Elbrus raczej nie ma większych problemów. Gorzej jest na Evereście, bo tam często ludzie załatwiają się w miejscach, gdzie nie powinni. Na Aconcagua w Argentynie jest zdecydowanie lepiej czyściej, bo tam są odpowiednie regulacje. 1000 dolarów grozi za załatwienie się w niedozwolonym miejscu. Na przykład na górze Mount Vinson na Antarktydzie są specjalne miejsca na wszystko co „płynne” i osobne na pozostałe. Płyny zostają na Antarktydzie reszta wraca na inny kontynent.

Prysznic jest możliwy?

W niektórych bazach jest możliwy, ale za często nie warto go brać bo stwarza zagrożenie przeziębienia. A przeziębienie może szybko zakończyć naszą wyprawę.

Wchodzenie po wysokich górach, to też wiele tragicznych historii.  Czy zdarza się przechodzić obok czyjegoś ciała?

Niestety w Himalajach i Karakorum na szlaku zdarza się mijać zmarłe osoby. Powyżej pewnej wysokości, z uwagi niebezpieczeństwo i koszty, ciała ludzi znosi się na dół tylko pozostawia.

Czy wspinanie się na wysokie góry jest teraz coraz bardziej dostępne dla zwykłych turystów?

Oczywiście mamy coraz to lepszy ekwipunek np.: lżejsze śpiwory czy namioty. Jest też wiele różnych stowarzyszeń czy firmy, które pomagają w organizacji i całej logistyce. Jednak proszę pamiętać, że lepszy sprzęt ani żadna firma nie wejdzie za nas na szczyt.

Jakie to są koszty?

Wyprawa na Kilimandżaro wydatek to około 10 tysięcy złotych z przelotem i opłatami na miejscu. Mount Blanc czy Elbrus to kwoty poniżej miesięcznej polskiej średniej krajowej pensji. Mount Everest to już inna półka. Samo zezwolenie na pobyt to 10 tysięcy dolarów. Ponadto musimy mieć znacznie więcej sprzętu. Nie ograniczamy się np.: do jednego namiotu, ale do trzech czy czterech. Minimalnekoszty wejścia na Everest zaczynają się od około 30 tysięcy dolarów. Bardzo drogą wyprawą jest Mount Vinson na Antarktydzie, ale głównie za sprawą skompilowanej logistyki.

Dziękuje za rozmowę.

Przeczytaj także