Maciej Bursztein: "Zdecydowałem się na wejście do samorządu, bo chce żyć w fajnym mieście" [ROZMOWA] - wKielcach.info - najważniejsze wiadomości z Kielc

Maciej Bursztein: „Zdecydowałem się na wejście do samorządu, bo chce żyć w fajnym mieście” [ROZMOWA]

Maciej Bursztein, członek zarządu firmy Formaster, która jest jedną z największych przedsiębiorstw w naszym regionie. Od dwóch lat samorządowiec. Opowiada nam o pracy dla samorządu z perspektywy przedsiębiorcy, o tym, co musi się stać, żeby Kielce dogoniły inne miasta wojewódzkie oraz o tym dlaczego nie ma wstępu do gabinetu prezydenta Bogdana Wenty.

Do ilu krajów dostarczacie swoje produkty?

Do ponad 30 krajów.

Ilu zatrudniacie obecnie pracowników?

W tej chwili zatrudniamy w Polsce około 400 pracowników. Do tego dochodzi jeszcze kilka osób w oddziale w Stanach Zjednoczonych.

Jak oceniasz pozycję Waszej firmy na rynku polskim i europejskim?

W Polsce jesteśmy już numerem jeden, jeśli chodzi o produkty konsumenckie. Teraz skupiamy się na ekspansji zagranicznej. Od przyszłego roku wchodzimy do kilku krajów Europy. Robimy to przez grupy zakupowe, które funkcjonują w różnych sieciach. Polscy kupcy, którzy należą do grup zakupowych w poszczególnych sieciach typu Lidl ,Kaufland czy Carrefour widzą potencjał w naszym produkcie i rekomendują go osobom odpowiedzialnym za inne rynki. To bardzo ważne,  bo budując pozytywne relacje w Polsce, mamy dobrą rekomendację w innych krajach.

Jest duża konkurencja na tle Polski?

Bardzo duża. U nas na półce można spotkać trzech, czterech producentów, a w innych krajach to nawet do kilkunastu firm. Czujemy się jednak na siłach, żeby walczyć zarówno produktowo, jak i marketingowo i dystrybucyjnie. Natomiast trzeba mieć świadomość, że inaczej wygląda produkowanie 10 milionów filtrów a inaczej 100 milionów. Musi być do tego odpowiednia infrastruktura, logistyka i cała prędkość produkcji.

Był jakiś kamień milowy w Waszej działalności czy firma opiera się bardziej na zrównoważonym rozwoju?

Zrównoważony rozwój na pewno, natomiast myślę, że rebranding marki Dafi, znalezienie DNA tej marki, nadanie jej konkretnego kształtu i zbudowanie świadomości miało wpływ. To było około 8 lat temu. Duże znaczenie ma to, że jesteśmy firmą rodzinną. Czasami to oczywiście problem, ale ja w tym upatruje sporo zalet. Ja jestem odpowiedzialny za szeroko pojęty rozwój, strategie i sprawy techniczne, moja siostra zajmuje się marketingiem i jest nasz ojciec, który to wszystko stworzył i wybudował podwaliny. Wciąż jest aktywny i chętnie dzieli się swoim doświadczeniem. Ważne jest też to, że wszystko co zarabiamy, reinwestujemy. Nie tylko w technologię, ale również w reklamę.

Butelka z filtrem stała się już numerem jeden wśród Waszych produktów?

W tym roku rozwój tej kategorii produktowej trochę spowolnił ze względu na pandemie. Szkoły i siłownie są zamknięte. Mimo wszystko rok do roku sprzedaż butelek filtrujących wzrosła. W normalnych warunkach, gdy wszystko jest otwarte, butelki świetnie się sprzedają. Jest produktem, który zaskakująco dobrze osadził się na rynku. Jesteśmy z niej zadowoleni na tyle, że będziemy  wprowadzać kolejne produkty typu „personal hydration”, czyli butelki filtrujące, termosy, bidony i tak dalej.  Mocno idziemy w tę kategorię. Jednak w strukturze sprzedaży nie zajmuje ona pierwszego miejsca. Wciąż są to filtry dzbankowe, butelka jest na drugim miejscu. Chociaż kto wie jakby się potoczyła sytuacja, gdyby nie Covid-19.

Pandemia bardzo pokrzyżowała Wam tegoroczne plany?

Trochę tak, ale dajemy radę. Sprzedażowo wykonaliśmy swój plan, nawet z nawiązką. Zrobiliśmy wzrost rok do roku o około 30 procent. To dużo, ale tyle sobie zakładaliśmy. W przyszłym roku planujemy nieco mniejszy, ponieważ skupiamy się na ekspansji zagranicznej. Musimy uruchomić nową fabrykę, wdrożyć nowe produkty, zmienić filozofię produkcji. To będzie totalna rewolucja i trzeba się do tego dobrze przygotować.

Bardzo mocno stawiacie na społeczną odpowiedzialność biznesu w segmencie ekologii. Waszym hasłem jest „Naturalnie odpowiedzialni”. Skąd taki pomysł?

To naturalnie wpisuje się w DNA marki Dafi. Picie wody to zaspokajanie naturalnej potrzeby i pokutuje przyzwyczajenie, że człowiek idzie i kupuje mnóstwo zgrzewek wody. Problemem jest to, że ludzie pijąc wodę butelkowaną emitują mnóstwo plastiku do środowiska. Wybierając nasze produkty ograniczają emisję i to jest ten główny element ekologiczny. W ślad za tym wybieramy w ramach społecznej odpowiedzialności biznesu takie podmioty jak na przykład stowarzyszenie MOST, z którym  w ramach współpracy prowadzimy projekt mający za zadanie ochronę dziesięciu przyrodniczo-unikalnych miejsc w województwie świętokrzyskim.

Widzisz zmianę nastawienia do dbania o środowisko wśród mieszkańców Kielc?

Na pewno widzę, na przykład w segregacji śmieci, którą musimy już robić. Brakuje mi w Kielcach kampanii społecznych, jakie są w wielu innych miastach. W Warszawie można oglądać banery edukacyjne, na których pokazane jest, że ogryzek wrzucamy  do odpadów zmieszanych, a opakowanie do plastiku. Potrzebna jest nam edukacja w tym zakresie, ale widzę zmiany. Jakiś czas temu zrobiłem akcję sprzątania lasu i nie spodziewałem się, że przyjdzie tyle ludzi. Przygotowałem na tę akcję butelki w prezencie, a było tyle osób, że mi ich zabrakło. Trochę się bałem o frekwencję, ale przyszło prawie 200 osób. To najlepiej obrazuje, że podejście się zmienia.

Kupujesz jeszcze wodę butelkowaną?

Bardzo rzadko ale czasami się zdarza. Woda butelkowana to jeden z trzech najbardziej popularnych produktów spożywczych na świecie. Oprócz wody są jeszcze płatki śniadaniowe i jogurty. My oczywiście uświadamiamy, że filtry są alternatywą, ale trudno będzie całkowicie wyeliminować wodę butelkowaną. Nie kupujemy wody, ale wygodę. Poza tym trudno jest nam kontrolować uczucie pragnienia. Zatrzymujemy się na stacji, chce nam się pić i kupujemy. Ja też tak funkcjonuje i nie ukrywam tego. Staram się rzadko to robić, ale byłbym hipokrytą gdybym powiedział, że w ogóle.

Za Tobą dwa lata w samorządzie. Wchodziłeś do niego ze sporym entuzjazmem. Nadal go masz w sobie?

Cały czas jest, ale to był słodko-gorzki czas, bo chciałem coś zmienić, a trudno to zrobić. Nasza współpraca z prezydentem nie układa się najlepiej. Startowaliśmy ze wspólnych list, poznaliśmy się w trakcie kampanii, była dobra energia, ale skończyła się, gdy zaczęliśmy przypominać prezydentowi o programie wyborczym. Pan prezydent już w pierwszym swoim budżecie zaproponował wzrost podatku od nieruchomości, a obietnica wyborcza była inna. To był pierwszy moment, kiedy pan prezydent zaczął mi dawać do zrozumienia, że już nie chce współpracować.

Zdziwiłeś się, że tak szybko poszło?

Tak. Pamiętam, że o podatku wspomniałem na Radzie Biznesu i zrobiła się awantura. Okazało się, że robimy co innego niż obiecywaliśmy. Ja lubię dotrzymywać obietnic i ta propozycja prezydenta była dla mnie nieetyczna. Od tej pory przestałem chodzić na Radę Biznesu, bo stwierdziłem, że to bez sensu.

Uważasz, że Rada Biznesu to sztuczny twór?

Posiedzenia się odbywają, natomiast z tego co się orientuje,znaczna cześć osób zrezygnowała z uczestnictwa. To bardzo ważny twór tylko niestety w Kielcach stworzony na opak. To nie jest tak, że prezydent na tych spotkaniach wsłuchuje się w to co przedsiębiorcy mają do powiedzenia. Punktem zapalnym była właśnie kwestia podniesienia podatku od nieruchomości.

Drzwi gabinetu prezydenta Wenty są dla Ciebie zamknięte?

Nie mam do niego wstępu. Pan prezydent jest na mnie śmiertelnie obrażony. Ja żałuję, że nie jestem w stanie realizować tego co obiecywałem. Mam świetny kontakt z urzędnikami, ale żeby robić duże rzeczy trzeba mieć przychylność prezydenta. Czy nad tym ubolewam? Nie, bo nie szukam w nim kolegi do pogadania. W ogóle dla mnie nie jest atrakcyjnym gościem pod kątem znajomości. Ma rozbuchane ego i jedyny sposób w jaki możesz z nim funkcjonować to przytakiwanie mu. Nie miałbym z tym problemu, gdyby to przynosiło jakiś wymierny  efekt dla Kielc, ale tak nie jest. Szkoda czasu po prostu.

Nie zaskoczyło Cię to, że tak dużo jest polityki w samorządzie?

Ja nie mam 18 lat i wiem jakie jest życie. Chcesz dobrze, wydaje ci się, że to proste, a jednak to skomplikowane. Kiedy wyszedłem z inicjatywą uchwałodawczą w sprawie zniesienia umowy powierzenia pomiędzy miastem na Rejonowym Przedsiębiorstwem Zieleni i Usług Komunalnych, bo uważam, że miasto powinno kupować usługi na wolnym rynku, a nie bez cennika, to pierwszy raz zderzyłem ze ścianą. Nie zdawałem sobie sprawy, że polityka ogólnopolska ma takie znaczenie na szczeblu lokalnym. Podchodzili do mnie radni z różnych klubów i przyznawali mi rację, ale mówili, że nie mogą za tym głosować. Druga rzecz, która mnie uderzyła to moment, gdy daliśmy prezydentowi gotowy projekt nowej strony Urzędu Miasta. Siedziało nad tym kilku grafików i informatyków. I co? Mijają dwa lata i nic.

Po tym co mówisz, mam wrażenie, że szybko nie dogonimy innych miast wojewódzkich.

Ja zdecydowałem się na wejście do samorządu, bo mieszkam w Kielcach, cała moja rodzina tu funkcjonuje, buduje tu fabryki, zatrudniam ludzi i chce żyć w fajnym mieście. Wciąż w to wierze, ale rzeczywiście na razie na tle innych miast wypadamy fatalnie. Już nawet nie mówię o Rzeszowie, ale zobaczmy jak funkcjonuje Lublin, Bydgoszcz, Toruń. Ale to są miasta, gdzie dba się o inwestorów i przedsiębiorców. U nas tego nie widzę.

Gdybyś miał wymienić plusy i minusy dwóch lata rządów Wenty, to co by to było?

Na minus na pewno brak realizacji programu wyborczego i to, że nie widzi potrzeby przygotowywania terenów inwestycyjnych. Oprócz tego brak poruszania kwestii gospodarczych, brak wykonania audytów, które co chwila wychodzą bokiem, brak optymalizacji wydatków publicznych, wciąż rozdmuchany socjal. Na pewno na plus informacja o budowie fabryki CromodaWheels. To się należy prezydentowi, aczkolwiek trzeba powiedzieć głośno, że większość pracy w tej materii wykonali urzędnicy Filip Pietrzyk i Grażyna Stępień. Oni pracowali nad tym jeszcze, gdy Bogdana Wenty nie było w Kielcach. Inwestycja CromodoraWheels w Kielcach to wyjątek potwierdzający regułę, że gdy są tereny inwestycyjne w mieście, to miasto może się reklamować. My nie jesteśmy gotowi, bo nie mamy przygotowanej nawet jednej 5-hektarowej działki.

Po mieście chodzą plotki, że chciałbyś wystartować w kolejnych wyborach prezydenckich.

Nie myślę o tym. Praca w takich warunkach jak teraz mamy w naszym samorządzie mnie męczy, bo lubię widzieć wymierne efekty tego co robię. Lubię zmieniać świat dookoła mnie na lepsze, a tutaj jest przekonywanie się nawzajem o oczywistych rzeczach. To żenujące, że musimy rozmawiać o tym, że Kielce potrzebują kilkunastu inwestorów, a nie podejmujemy żadnych działań, żeby ich sprowadzić.