Sabina Jarząbek z Kieleckiego Klubu Lekkoatletycznego zanotowała najlepszy sezon w karierze. 30-letnia biegaczka zdobyła cztery medale mistrzostw Polski: złote w biegach ulicznych na 5 i 10 kilometrów oraz w przełajach, a także brąz na 5000 metrów. Porozmawialiśmy z nią o ostatnich świetnych miesiącach, ale również o planach na najbliższą i nieco dłuższą przyszłość. Zapraszamy do lektury.
– Kolejny sezon, kolejny lepszy od poprzedniego. Trzy złota mistrzostw Polski, do tego sukces na stadionie. Przyzwyczaiłaś się do wygrywania?
– Do czegoś takiego nie da się przyzwyczaić. To efekt ciężkiej pracy. Przez te wszystkie lata nauczyłam się siebie, mam większą świadomość. Widząc efekty treningów, wzrasta motywacja. Coraz lepiej rozumiemy się z trenerem. Moje treningi się wydłużają, bo przygotowuję się powoli pod dłuższe dystanse.
– Czyli kluczowe dla twojego rozwoju było rozpoczęcie współpracy ze Zbigniewem Nadolskim, czy są jeszcze jakieś inne czynniki?
– Przez cały ten czas lepiej poznałam również swoje ciało. Jako młodsza zawodniczka nie przywiązywałam do tego aż takiej wagi. Nie skupiałam się na swoim organizmie, tylko bardziej na tym, co miałam do realizacji. Słucham siebie. Widzę, jak reaguje na poszczególne bodźce. Wszystko dokładnie analizujemy z trenerem.
– Jak to wygląda w praktyce? Jesteś w stanie przewidzieć jakieś zagrożenia, które mogą skutkować kontuzją?
– Czasami coś trzeba zmienić nawet w trakcie treningu. Przykład upałów. W nich nie radzę sobie dobrze, szczególnie robiąc mocniejszy trening. Czasami mam 10-12 kilometrów biegu ciągłego. Czasami po trzech już wiem, że nie dam rady tego zrobić, bo tętno jest wysokie, a prędkości za małe. Taka jednostka nic nie wniesie, ale może zaszkodzić. Czasami to rozbijam albo skracam. Dwa, trzy kilometry mniej nie zmienią końcowego efektu. Nie zajeżdżam jednak organizmu. Nauczyłam się hamować. W wakacje podkręciłam kostkę. Mogłam zrobić trening, ale wolałam odpocząć. Nauczyłam się prewencji. Czasami lepiej zrobić jednostkę zastępczą, poczekać dzień, dwa. To finalnie odda, kiedy będę w pełni zdrowa.
– Cierpliwość to klucz.
– Jeśli ktoś jej nie ma, to trzeba się jej nauczyć. Ona jest ważna w każdym sporcie, nie tylko w bieganiu. Na ma nic za darmo i od razu. Potrzebny jest ogromny nakład spokojniej pracy. Nie ma kombinowania.
– Twoje treningi to nie tylko bieganie. W ostatnich dwóch sezonach zadomowiłaś się w ścisłej polskiej czołówce. Co w tym czasie zdołałaś najbardziej rozwinąć?
– Na to złożyło się wiele aspektów. Dużą uwagę skupiam na siłowni. Kiedy zimą solidnie się obuduje, wzmocnię całe ciało, to przynosi to lepsze efekty. To też działania prewencyjne, zapobieganie kontuzjom. Dzięki temu mogę robić mocniejsze treningi. W długich biegach każdy tydzień straty jest mocno widoczny, dlatego trzeba o siebie dbać. Robię sporo sprawności, działam na płotkach. To małe rzeczy, które poprawiają nie tylko technikę, ale też wzmacniają mięśnie.
– W tym roku zdobyłaś cztery medale mistrzostw Polski. Po który było najtrudniej sięgnąć?
– Rywalizacja na stadionie była dla mnie nowością. Dawno nie biegałam na bieżni. To nie był mój docelowy start. Naszym założeniem było złapanie nowego bodźca. Wiedziałam, że potrzebna jest mi szybkość. Zrobiłam konkretne, bardzo szybkie – jak na mnie – treningi. To był cel. Cieszyłam się z brązowego medalu, ale był niedosyt, bo czas był słaby. Takie są jednak mistrzostwa. Tutaj nie biega się na wynik, tylko na miejsca. Cieszę się, że trochę namieszałam w stawce. Nie wykorzystałam swojej formy na sto procent, ale odbiłam sobie to na ulicy.
Z tych ostatnich biegów bardzo cieszy mnie ten na 10 kilometrów. Przed nie obyło się bez turbulencji. W tygodniu poprzedzającym start w Kole miałam problem z plecami. Wkradł się stan zapalny. Nie wiedziałam, czy będę w pełni sprawna. To kosztowało sporo nerwów. Czułam formę, ale czekałam na zielone światło. Do tego złota doszłam przez wcześniejsze brąz i srebro. To pokazuje moją drogę.
W biegu na 5 kilometrów po raz pierwszy broniłam tytułu. Nie wiem czemu, ale nałożyłam na siebie presję. Jestem dumna, że się odważyłam i po pierwszym kilometrze, kiedy tempo było bardzo wolne, ruszyłam po swoje. W przełajach wszystko postawiłam na jedną kartę. Wiedziałam, że samo zwycięstwo nie wystarczy do wyjazdu na mistrzostwa Europy. Musiałam wygrać z młodzieżówkami, które są na bardzo wysokim poziomie. Nie do końca się udało, bo biegaliśmy na dwóch różnych dystansach. Do sześciu i pół kilometrów, zanim Olimpia Bereza zaczęła finiszować, to ja byłam na prowadzeniu. Miałem jednak do pokonania jeszcze 2,5 kilometra. Wyszło fajnie, bo zawody były ciężkie. Bardzo doceniam to, że mogę skutecznie ścigać z najszybszymi dziewczynami w kraju.
– To chyba twoje rywalki mogą powiedzieć, że mogą ścigać się z tobą. Do każdych zawodów podchodzisz w roli faworytki do medalu. Nauczyłaś się radzić z presją?
– Presja była, jest i będzie. Trzeba ją zrozumieć. Przed mistrzostwami na 5 kilometrów sama sobie ją nałożyłam. To zepsuło mi całą zabawę, bo zaczęłam się niepotrzebnie stresować. To samo zaczęło dziać się przed przełajami. Były naciski PZLA, abym startowała też w crossie. To mnie trochę zdołowało. Na szczęście, w odpowiedniej chwili wszystko przeanalizowałam i odcięłam się od tej sytuacji. Na spokojnie porozmawiałam z trenerem. Kiedy pojawił się spokój, to dało mi bardzo dużo. Cieszyłam się na myśl na ściganie. Do sportu trzeba podchodzić na luzie. Głowa jest niezwykle ważna, szczególnie w biegach długodystansowych. Od startu do mety jest walka, a w tym pomaga pozytywne nastawienie.
– Czyli treningi to nie tylko obowiązek?
– Nie da się za długo wytrzymać z nastawieniem „muszę”. Może do roku organizm da radę. Dla mnie bieganie to pasja, z której chcę korzystać. Doceniam to, co robię. Nawet jeśli czasami coś zaboli, to później można wszystko jeszcze mocniej docenić.
– Sporo u ciebie zmieniło się w sferze marketingowej. Dołączyłaś do grona ambasadorów Adidasa. To chyba cenne, że tak duża firma docenia twój potencjał. To kolejny bodziec do mocniejszej pracy?
– To wyróżnienie i motywacja. Wiem, że znalazłam się w elitarnym gronie. To też fajna możliwość rozwojowa. Adidas jest partnerem wielu imprez biegowych, na które jesteśmy zapraszani. To też cykle treningowe, możliwość spotkań wielu zawodników. Od maja wspiera mnie też ŚGP Industria. Nie tylko jestem objęta sponsoringiem, ale też pracuję tam na pół etatu. To był duży krok, bo od maja mogę jeszcze bardziej skupić się na treningu i to od razu przyniosło efekty. Pracodawca wie, co robię. Rozumie, że muszą wyjechać na obóz czy zawody. Każdy interesuje się tym, jak mi idzie na zawodach. Zawsze, kiedy wracam z medalami jestem miło witana.
– Ten sezon jest długi. Jesteś obecnie na zgrupowaniu w Wałczu, gdzie z kadrą przygotowujesz się do mistrzostw Europy w przełajach, które 10 grudnia odbędą się w Brukseli. Nie masz trochę dość?
– Jest zmęczenie. Sezon jest długi, ale nie miałam też aż tylu startów. Na pewno mniej niż w poprzednim roku. Między każdymi zawodami była też dość długa przerwa. W ciągu dwóch tygodni jestem w stanie podbić dyspozycję, a w najgorszym przypadku – utrzymać ją na takim samym poziomie. Współpracuję też z fizjoterapeutą z MMed, to też nasza lokalna firma. To pomaga, bo widzę, że mięśnie są lepiej przygotowane do wysiłku. Największe zmęczenie odczułam po mistrzostwach na ulicy. Przełaje nie były wymogiem. Gdybym czuła się źle na treningach, to trzeba byłoby odpuścić. Nie jestem robotem. Po kilku dniach spokojnego treningu wszystko wróciło do normy. Poczułam, że jestem w stanie jeszcze coś pobiegać. Po uzyskaniu kwalifikacji na mistrzostwa jestem jeszcze bardziej zmotywowana.
– Wszystko prowadzi do tego, abyś wydłużyła się do półmaratonu. Jak ci leży ten dystans? Po wiosennym starcie nie byłaś z siebie zadowolona. Dużo brakuje ci, aby osiągać takie wyniki, które będą satysfakcjonujące?
– Potrzebuję się jeszcze obiegać. Do tej pory startowałam na 5 i 10 kilometrów. Przed pierwszym półmaratonem na wiosnę trenowało mi się bardzo ciężko. Nie znosiłam tego najlepiej. Chciałam więcej niż to 1:14. Treningi przed jesiennym startem były lepsze, wychodziło czasami rewelacyjnie. Czegoś jednak zabrakło, bo czasy na treningach były lepsze. Myślę, że chodzi tylko o przyzwyczajenie się do tego, że głowa i nogi muszą wytrzymać 21 kilometrów. Nie od razu Rzym zbudowali. Nie da się przeprogramować organizmu za pstryknięciem palców. Mam nadzieję, że progres będzie widoczny na wiosnę 2024.
– Półmaraton też pewnie będzie etap pośredni do maratonu. Zapewne w kolejnym cyklu olimpijskim będziesz chciała spróbować sił na królewskim dystansie, aby powalczyć o przepustkę na igrzyska w Los Angeles.
– Nie ukrywam, że to chodzi nam już po głowie. Nie będziemy tego robić od razu, tylko stopniowo. Teraz musimy zacząć biegać na wysokim poziomie w półmaratonie, aby później walczyć o zapewne wyśrubowane minimum na igrzyska. Start w takiej imprezie jest marzeniem każdego sportowca. Będę o to walczyła. Trzeba dać sobie jednak trochę czasu. Od razu nie zacznę biegać maratonu, ale w perspektywie roku, może dwóch lat będę o tym mocno myślała.
– Jesteś kuszona przez mocniejsze kluby? Od początku reprezentujesz KKL Kielce. Wiemy, że on nie może liczyć na zbyt duże wsparcie ze strony miasta. Nie przelewa się, ale widać, że u ciebie mocno zakorzeniony jest lokalny patriotyzm.
– Od początku biegam dla KKL-u. Mam do tego klubu olbrzymi sentyment. Niczego nie zamierzam zmieniać. Niestety, miasto ucina nam środki, ale mam nadzieje, że w końcu dostrzeże, że nasza młodzież mocno się rozwija. W tym roku zdobyliśmy rekordową liczbę 20 medali mistrzostw Polski. Jesteśmy najlepsi w sporcie drużynowym w mieście. Niestety, obawiam się, że jeśli nic się nie zmieni, to zdolni zawodnicy, którzy teraz zdobywają medale, będą mogli przechodzić do mocniejszych ośrodków.
– Jesteś w związku z Aleksandrem Draganem, jednym z najlepszych biegaczy z naszego województwa. Łatwiej jest trenować, kiedy druga połówka doskonale zna kulisy tego sportu?
– Jest o wiele łatwiej. To moje olbrzymie wsparcie. Czasami motywujemy się do tego, aby wyjść na trening, chociaż nie zawsze się chce. Razem o to łatwiej. Jeździmy razem na obozy, zawody. Lubimy taką formę spędzania czasu. Zrozumienie jest kluczowe. Olek cieszy się z moich sukcesów. Kiedy coś się dzieje, to potrafi zrozumieć. Wie, że pewne rzeczy muszę przetrawić i wtedy jest wyrozumiały. Ta empatia jest bardzo potrzebna. Pasja łączy ludzi.
– Najlepsza randka na stadionie?
– Ewentualnie idziemy pobiegać do lasu.
– Dziękuję za rozmowę i już teraz trzymam kciuki za wspaniałe wyniki na jeszcze dłuższych dystansach.
fot. fot. Marek Biczyk/PZLA, Patryk Ptak