Przeczytaj także
Bardzo możliwe, że reprezentacja Polski będzie musiała poradzić sobie na mistrzostwach Europy w Niemczech bez Arkadiusza Moryty. Prawoskrzydłowy zagrał co prawda w spotkaniu z Orlen Wisłą Płock, ale na dużym ryzyku i po zażyciu leków przeciwbólowych.
26-latek zmaga się z urazem barku od początku listopada. Nabawił się go podczas sparingu Polski z Węgrami w Segedynie. Początkowo wydawało się, że leczenie zajmie kilka dni, jednak proces rekonwalescencji wydłużył się do kilku tygodni. Jego występ w „Świętej Wojnie” do końca stał pod znakiem zapytania.
– Niestety, z barkiem nie jest w porządku. Miałem nie grać, miał być Paweł Paczkowski, ale w ostatniej chwili doznał urazu. Dlatego wskoczyłem do składu. W ostatnim tygodniu byłem w jakimś treningu, ale ręka nie jest jeszcze sprawna w stu procentach, jest cała otejpowana. Musiałem zagrać na środkach przeciwbólowych – tłumaczy Arkadiusz Moryto.
Mało prawdopodobne, aby prawoskrzydłowy zdołał wykurować się na zbliżające się wielkimi krokami Euro 2024.
– Ten turniej stoi pod znakiem zapytania. Chciałem, aby wszystko skończyło się na początku grudnia. Rehabilitacja i ustępowanie bólu idą bardzo mozolnie. Rozmawiałem już z trenerem Lijewskim. Zobaczymy, co przyniosą najbliższe dni – wyjaśniał.
W środę Industria Kielce przegrała u siebie z Orlen Wisłą 28:29.
– Na chłodno można powiedzieć, że lepszy rydz niż nic. Jedna bramka to nie jest jakaś wielka zaliczka. Graliśmy u siebie, ale walka o pierwsze miejsce na koniec sezonu zasadniczego jest dalej otwarta. Było minus sześć, doszliśmy nawet na remis. Chcieliśmy wygrać, obronić naszą twierdzę. Nie udało się, ale wiemy, że ciężej byłoby odrobić stratę czterech czy pięciu bramek w rewanżu – wyjaśnia Arkadiusz Moryto.
26-latek miał w okolicach 40. minuty szansę na zmniejszenie straty do dwóch bramek. Mając przed sobą pustą bramkę… po koźle trafił w poprzeczkę.
– Biorę to na siebie. Był moment, gdzie dobrze broniliśmy, a ja zrobiłem głupotę. Mogłem rzucić nawet prawą ręką, lekko. Podpaliłem się i chciałem oddać mocniejszy rzut. Nie wiem, czy to wynikało z emocji, z tego, że wracałem. Nie ma usprawiedliwienia – tłumaczył.
Spotkanie było rwane, sędziowie raz za razem wykluczali zawodników. Pokazali cztery czerwone kartki.
– Było dużo nerwów od samego początku. To nie musiało się rozwijać. Nie chcę komentować pewnych rzeczy – zakończył Arkadiusz Moryto.