Jacek Zieliński w ostatnich dwóch spotkaniach wystawiał taką samą jedenastkę. Nic nie wskazuje na to, aby w piątkowym meczu z Radomiakiem w Radomiu miał przeprowadzić w niej zmiany. – Zawodnicy, na których stawiamy, spisują się na tyle dobrze, że to nie wymaga drastycznych retuszy – przyznaje 63-letni szkoleniowiec.
Kluczową zmianą, która zaprocentowała ośmioma punktami w czterech ostatnich meczach, było przejście na system 3-5-2. Z każdym meczem w grze Korony widać progres. – Duże fragmenty tego, co robimy na treningach zostają artykułowane na boisku. Widać postęp, jakąś automatyzację, powtarzalność. Jest jeszcze wiele rzeczy, które trzeba poprawić. Jestem zadowolony, bo zespół dobrze reaguje na nowe ustawienie. Z meczu na mecz powinno być lepiej – wyjaśnia Jacek Zieliński.
Trener z Tarnobrzega przyznaje, że największe rezerwy w pełnym wykorzystaniu systemu tkwią w ofensywie. – Moglibyśmy w większym stopniu – na co zwracamy uwagę – poprawić finalizację, reakcję i odpowiedni wybór ostatniego podania, finalnej myśli pod bramką przeciwnika. Musimy nad tym pracować. Wychodzimy z fajnymi akcjami, mamy dobrą fazę przejściową, ale jeszcze nie do końca wyciskamy z tego tyle, ile można – tłumaczy szkoleniowiec „żółto-czerwonych”.
Podstawowa jedenastka została szybko wykrystalizowana. Niektórzy z obecnych rezerwowych muszą przekwalifikować się na nowe pozycje. Mowa o skrzydłowych. W nowym ustawieniu Dawid Błanik czy Mariusz Fornalczyk będą grać bardziej jako napastnicy. – Wszyscy zawodnicy pracują dobrze. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Zespół jest zaangażowany w proces treningowy. Na chwilę obecną wyjściowa jedenastka, którą desygnowaliśmy w ostatnich dwóch meczach, spisuje się na tyle poprawnie, że nie wymaga drastycznych retuszy. Tak było zawsze w piłce nożnej. Pozostali muszą czekać na swoją szansę – mówi Jacek Zieliński.
W ostatnich meczach w kadrze meczowej Korony brakuje młodych Miłosza Strzebońskiego i Jakuba Konstantyna. Pierwszy, na początku sezonu, zanotował dwa występy. Drugi zaliczył obiecujący okres przygotowawczy, ale z początkowej fazy rozgrywek wykluczył go uraz. Czy oni mają szansę włączyć się do walki o grę?
– To nie jest tak, że oni zniknęli z radarów. Cały czas uczestniczą w treningach pierwszej drużyny. Jeśli nie grają, to mogą pokazać się w trzecioligowych rezerwach. Cały czas obserwuje te spotkania. Nikt nikomu nie da miejsca w drużynie za darmo. Musi być naturalny proces. Oni muszą mocno naciskać, wyglądać coraz lepiej, a trenerowi dawać ból głowy. Często z nimi rozmawiam. Taki moment zwykle nadchodzi – wyjaśnia Jacek Zieliński.
W ostatnich dwóch meczach zastrzeżenia można było mieć do zmienników. Trudne wejście na ekstraklasowy poziom notuje Shuma Nagamatsu. Japończyk był motorem napędowym Znicza Pruszków na dwóch niższych szczeblach rozgrywkowych. Notował dobre liczby. W letnich sparingach pokazywał swoje umiejętności, ale w lidze, kiedy pojawia się na boisku, wygląda raczej blado. Jacek Zieliński wierzy, że niebawem Japończyk zacznie prezentować pełnie swoich umiejętności, co robi już na treningach.
– To nie wynika z tego, że jest ustawiany niżej i nie może przystosować się do stylu gry. Rola, którą pełni środkowy pomocnik w naszym systemie jest zbliżona do tego, co grał w Zniczu. To bardzo pracowity chłopak, który ma duży etos pracy. W każdym wycinku treningu daje z siebie maksa. W ostatnim meczu wyglądało, że bardzo chciał, ale nie wytrzymał napięcia. Jego motywacja poszła w drugą stronę. Nie mam do niego większych pretensji, że dał złą zmianę. Zdarza się. Bardzo na niego liczę, ale on musi w kolejnych spotkaniach utwierdzić nas w przekonaniu, że możemy na niego stawiać. Jego pozycja w drużynie się nie obniżyła. To wartościowy zawodnik, który da nam jeszcze dużo dobrego – wyjaśnia trener Korony.
W najbliższy piątek „żółto-czerwoni” zagrają na wyjeździe z Radomiakiem Radom (godz. 18).
fot. Paweł Jańczyk