Ciemności na Suzuki Arenie. Co było przyczyną awarii, dlaczego nie zadziałał agregat? - wKielcach.info - najważniejsze wiadomości z Kielc

Ciemności na Suzuki Arenie. Co było przyczyną awarii, dlaczego nie zadziałał agregat?

Przeczytaj także

Piątkowe spotkanie między Koroną Kielce a Wartą Poznań na Suzuki Arenie zapisze się w historii. Z powodu awarii prądu wystartowało z 50-minutowym opóźnieniem. – Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem, nie widziałem tego nawet w telewizji – przyznał Martin Remacle, belgijski pomocnik „żółto-czerwonych”.

Do awarii doszło około godziny 17. W rozdzielni należącej do zakładu energetycznego spaliły się trzy duże bezpieczniki, tzw. „BM-y”, odpowiadające za średnie i wysokie napięcie. – Najprawdopodobniej jeden z bezpieczników był już spalony wcześniej. Obiekt chodził na dwóch. Nie potrzebujemy megawata prądu cały czas. On jest wymagany wtedy, kiedy odpalamy oświetlenie meczowe. Kiedy zapotrzebowanie zostało zwiększone, to te dwa BM-y spaliły się kaskadowo, bo nie były w stanie utrzymać napięcia – wyjaśnia Przemysław Chmiel, dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Kielcach.

W takim momencie zapotrzebowanie na prąd powinien pokryć agregat, który na kieleckim stadionie został zamontowany przed młodzieżowym EURO w 2017 roku.

–  Agregat wystartował, ale uruchomił tylko dwie ćwiartki, czyli połowę stadionu. On miesiąc temu przeszedł przegląd, gdzie jest symulowana taka sama sytuacja. Powinien odpalić około 70 procent lamp, bo na tyle został zwymiarowany. Prawdopodobnie nagły zanik napięcia był spowodowany jakimś skokiem, przepięciem. Ono poszło na poszczególne sekcje rozdzielni na stadionie. To najprawdopodobniej spowodowało rozpięcie dwóch narożników, które są wspomagane przez agregat – tłumaczy Przemysław Chmiel.

Wówczas rozpoczęła się walka z czasem w celu znalezienia bezpieczników. Mecz został przesunięty trzy razy: na 18.15, 18.30 i 18.40. W grę wchodziło jego odwołanie. Trudno byłoby go rozegrać w sobotę, ponieważ wozy transmisyjne tego dnia musiały obsłużyć spotkanie w Radomiu. W sprawę aktywnie zaangażowany był m.in. marszałek Andrzej Bętkowski.

– Kontaktowaliśmy się z zakładem energetycznym. Finalnie bezpieczniki zostały znalezione w Kielcach. Trzeba było je przetransportować z Siejów na stadion. W dniu meczowym jest to trudne. To wymagało wsparcia. Z tego, co wiem panowie jechali w eskorcie policyjnej. Zasilanie nie ruszyło na głównym przyłączu, tylko na rezerwowym. Na drugiej stacji rozdzielczej nie ma takiej mocy, dlatego nie włączyliśmy wszystkich systemów, aby znów nie wywołać wilka z lasu. Nie chcieliśmy podejmować zbędnego ryzyka – wyjaśnia dyrektor MOSiR.

Spotkanie rozpoczęło się o godz. 18.50. Korona zremisowała z Wartą 1:1. Jest już pomysł, jak zabezpieczyć się przed takimi „przygodami” w przyszłości”.

– Będę wnioskował, aby ZEORK trzymał zapas BM-ów na stadionie. Gdyby on był, to wszystko byśmy odpalili w ciągu 10 minut. To są specyficzne bezpieczniki, które są wykorzystywane tylko w kilku miejscach. Niestety, u nas zadziałało Prawo Murphiego. Przy próbach wszystko było w porządku. Kiedy coś się stało, to nic nie zadziało jak powinno – kwituje Przemysław Chmiel.

Ciemność na stadionie nie przeszkodziła kibicom w stworzeniu bardzo dobrej atmosfery.

Przeczytaj także